niedziela, 16 lipca 2023

Dylda / Wysoka dziewczyna (2019) - Kantemir Bałagow

 

Po „naszemu” Wysoka dziewczyna, po „ich niemu” chyba Tyczka, bo tak oryginalnie należałoby tą dyldę przetłumaczyć, a że nie przetłumaczono, żadne już zaskoczenie, kiedy często polscy dystrybutorzy idą w lekko lub kompletnie odlegle od sensu właściwego tytuły. To jednak niewielki w tym przypadku problem, bowiem oglądałem wczoraj film rosyjski, który tuż przed haniebnym atakiem wiadomo kogo na kogo Rosja promowała na wielkich festiwalach i należy przyznać, że miała czymś  oryginalnym prawo się pochwalić. Dziś już Rosja z zachodniego świata przestrzeni kulturalnej została póki co usunięta, a zapewne za sprawą totalitaryzmu właściwego względnie niezależni twórcy kinowi z jej obszaru wyeliminowani, więc jak szybko znów zobaczymy wielkie kino z naszego najbliższego wschodu, trudno powiedzieć rzecz oczywista. To też obecnie dość specyficzna, a na pewno rzadka sytuacja, że chwalę to co rosyjskie, ale jakbym mógł nie napisać iż Dylda jest europejskim kinem ambitnym, zdecydowanie w kategorii „100% sztuki w sztuce” wybitnym i tak od kwestii wizualnej, scenografii, po obsadę której bardzo blisko do naturszczykowatości, a jednak z warsztatem aktorskim na bardzo wysokim poziomie. Ta historia jaką opowiada jest ponura, choć barwna scenografia, podkreślająca wyraziste kolory i fantastycznie oświetlone miejsca jak i postaci, działa jak rodzaj kontrastu i może spowodować że nie odczuwa się jej grozy i mroku poprzez doświadczenie optyczne, lecz nie ma mowy by podczas jej przyswajania, śledząc wydarzenia nie ulec przygnębieniu. Dylda oddziałuje intensywnie, a kolejnym paradoksem z jakim się wiąże jest to, że robi to niemal kompletnie z eksponowania emocji rezygnując. Stąd to zimny obraz przekornie ubrany w wyraziste kolory, więc film o bliznach wojennych przechowywanych w duszy i ukrywanych na ciele staje się rodzajem malarskiej fantazji odpowiedzialnych za ten wybrany rodzaj ekspozycji, lecz pozostaje intensywny i włazi człowiekowi pod skórę i tam robi robotę, mimo że od typowego dramatyzmu na pewno się tutaj widzowi nie ulewa, a co bardziej nieodporni na w kinie zmęczenie rzekną, iż nudą przez dwie godziny i siedemnaście minut wiało, bo wiało, ale jednak... niby pozornie jakaś taka baśń wielowymiarowa, a właściwie to do bólu realistyczny intymny ponad kontrowersyjny dramat o społeczno-politycznym kontekście. Trzymać od siebie z daleka, jak brak pewności iż Wasz gust z takim sznytem narracyjnym kompatybilny, choć z drugiej strony sprawdzić jeśli forma obrazowa do Was przemawia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj