Historia jest prosta - wertuje z pasjonackim zaangażowaniem wybrane muzyczne portale, czytam nieliczne już papierowe magazyny muzyczne i od czasu do czasu w nagrodę odkrywam formacje co konkretnie w mojej muzycznej świadomości potrafią namieszać. W takich okolicznościach, dodatkowo zaciekawiony intrygującą plastyczną oprawą na jak się okazało drugi krążek Norwegów z Leprous trafiłem. Dodatkowego smaczku dodała informacja, że Einar Solberg, czyli lider grupy to typ blisko skoligacony z legendarnym Ihsahnem. Dźwięki jakie serwują goście z Leprous nijak się jednako mają do tego co wycinali ich sławni ziomkowie z Emperor. I bardzo dobrze bo od jakiegoś czasu black metalowej formuły czy wszelkich wariacji na jej fundamentach tworzonych raczej do odtwarzacza nie wrzucam. Szanuje największych tuzów sceny jak i życzę silnemu podziemiu hord co rozwijać formułę black metalu w różnych kierunkach bez ograniczeń będą, jednak mnie chwilowa nastoletnia czy młodzieńcza fascynacja już dawno przeszła i na innych polach awangardowych muzycznych odkryć poszukuję. I tutaj najlepszym przykładem młodzi wymiatacze z Leprous, którzy w tyglu kilku co najmniej gatunków fantastyczną frapującą hybrydę kompozytorskiej oryginalności i świetnego warsztatu spłodzili. Trudno ich zaszufladkować, bo nazywanie ich muzyki jedynie metalem czy rockiem to obrażanie szerokiej skali inwencji i rozmachu z jakim Bilateral wkręca słuchacza w swój świat. Jest nostalgicznie, sentymentalnie ale również sporo w utworach dynamiki. Energia i pasja wyzierająca z kompozycji napędza moją muzyczną potrzebę obcowania z wielowarstowymi rozwiązaniami aranżacyjnymi jednocześnie łechcąc emocjonalną wrażliwość głębokimi przeżyciami natury duchowej. Norwedzy nie obawiają się użycia nietuzinkowych instrumentów z dęciakami w numerze Torn oraz sporą doza elektroniki płynnie współgrającej z klasycznym instrumentarium. Bywa, że z przytupem załomoczą agresywniej by po chwili oczarować urodziwym ckliwym motywem, a gdy już odpływam w pięknym melodycznym akcencie dolać silnie egzaltowanego patosu. To taka muzyka z teatralną niemal manierą, bardzo obrazowa i sugestywna - porywająca do aktywnego uczestnictwa w spektaklu. Co najważniejsze utwory w tej ferii barw zanurzone nie tracą nic na spójności, stanowią jedną monolityczna bryłę tyle, że o wielu odcieniach. Na koniec zdanie o wokalnej stronie przedsięwzięcia - mianowicie liderujący wokalnie Solberg dokonuje tu aktów iście imponujących. Potrafi być furiacki wchodząc w piskliwie skrzeczące rejestry, ryknąć po czym równiutko zaszeptać, zaśpiewać czysto niczym łza by po chwili jeszcze wprowadzić w konsternacje celowo ;) założonym fałszem. Prawdziwy kameleon idealnie dopasowujący swoje walory do muzycznej zawartości, taki jednako typ z rodzaju kochasz albo nienawidzisz bo przyznam wyjątkowo to specyficzna artykulacja w jego wykonaniu. Polecam wszelkiego typu wrażliwcom co w dźwiękach poszukują uniesień i doznań o charakterze niejako metafizycznym, ale również wszystkim otwartym na różnorodne formy kreacji brzmienia w obrębie szeroko rozumianego metalu i rocka. Znajdziecie na Bilateral bogate źródło przeżyć - gwarantuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz