Krótki wstęp, zaczyn stanowiący. :) Ojciec na dnie, syn na równi pochyłej i pytania rzecz jasne jak to się skończy i co do tego doprowadziło! Na jednym biegunie szaleństwo, obłęd postępujący, człowiek upodlony, przegrany. Po drugiej stronie nadwrażliwa osobowość, kształtująca wciąż swą konstrukcję. Teraz rozwinięcie, gdzie w kilku zdaniach opinię w elementarnych kwestiach wyrażę. :) Zaskoczenie moje niewątpliwie spore gdy spod ręki typa od American Pie taki kawał wybornego kina wychodzi. Poczucie satysfakcji tym większe, że obawy o wizerunek aktorski Roberta De Niro i Paula Dano przed seansem miałem duże. Szczęśliwie legendarny De Niro i posiadający zadatki na nią Dano oczekiwania z nawiązką spełnili, a Julianne Moore jako dopełnienie tego głównego tandemu wypadła równie fantastycznie. To pokaz wybitnego aktorskiego rzemiosła, reżyserskiej biegłości wraz z pełnym wachlarzem wysokiej klasy umiejętności całej ekipy producenckiej (muzyka, scenografia, montaż) ale i jednocześnie fascynująca opowieść w sensie merytorycznym. Dojrzałe spojrzenie na psychologiczne i społeczne uwarunkowania rozwoju osobowości, wpływu życiowych doświadczeń, autosugestii czy oczywiście sensu stricto samej biologi. Przesłanie pęka od licznych wartościowych spostrzeżeń, napędza indywidualne przemyślenia, budzi refleksje. Jestem po naprawdę dużym wrażeniem emocjonalnej głębi w obrazie i treści zawartej z całą masą własnych konstatacji. One może dla dojrzałych osobowości oczywiste, niestety pesymizm, a może rozsądek czy racjonalny odbiór rzeczywistości przekonuje mnie o kurczeniu się takich ludzkich zasobów. Na koniec puenta mych rozważań, klamra spinająca. Tylko i wyłącznie obcując z ludzkimi porażkami, czy osobiście się z nimi mierząc prawdziwe człowieczeństwo w sobie zbudować jesteśmy w stanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz