czwartek, 28 sierpnia 2014

The Gathering - Mandylion (1995) / Nightime Birds (1997)




Zaniedbywanym nieco ostatnio cyklem z archiwizacją przeszukuje i porządkuje fascynacje moje - te które nadal aktualne, a z przeszłości pochodzące i te dzisiejsze wraz z cofaniem się w dyskografiach często odkrywane. Braknie jednak miejsca wśród nich dla tych co lata temu spustoszenie sonicznym wymiarem w psychice moich rodziców robiły, a dla mnie drogowskazami, przewodnikami, przyjaciółmi najlepszymi ówcześnie były. Dziś wiele z nich myszką może trąca, wartości intrygującej dla mnie nie posiada, czy ciężarem im przypisywanym śmieszy, jednak sentymentalną nutkę w osobowości porusza wyraźnie - silnie obrazy z przeszłości odtwarzając. Wstydzić się ich zatem nie zamierzam dlatego i pośród bieżących "recenzji" one także miejsce odnajdą bo były ważnym ogniwem w mojej ewolucji pochłaniacza muzycznej ambrozji, a kpem byłbym gdybym udawał, że oprócz tej tradycyjnie rockowej podbudowy z jaką moje korzenie utożsamiam nie ma tam podobnych The Gathering artystów. Może też ogień pasji w jakichś zbłąkanych szczeniackich duszyczkach przypadkiem rozpalę, zapewne dawno zapomniany świat im przedstawiając. Przyznając, iż rozwój także o muzycznym charakterze długotrwały przez różnorakie zakręty i ślepe uliczki prowadzący, zgodnie z przysłowiem nie pamięta wół jak pacholęciem był. Ja tam jeszcze pamiętam i cieszę się z tego póki mogę. Tyle wstępu czas na konkrety. Startuje z krążkami dwoma holenderskich piewców nastroju - The Gathering z dwoma kluczowymi albumami na tapecie. Rok 1995 i pierwsze lata (staż zaledwie paroletni) w odkrywaniu dźwięków rockowo-metalowych i wdepnięcie w trend metalu gotyckiego, który scenę długowłosą zalał. Wśród nich jak to z każdym gatunkiem bywa, od cholery miałkich lanserskich kopistów ale i sporo nazw, które swoje miejsce w czołówce talentem i orką w pocie czoła wypracowały. Mandylion to trzeci album w historii grupy, jednako ten co przełom formacji przyniósł. Za sprawą postawienia na wokalne damskie popisy jakie Anneke Van Giersbergen uskuteczniała. Przyznaje złapałem się na ten lep i to właśnie melodyjne zaśpiewy Pani Ani wrażenie na nastolatku zrobiły piorunujące. Wraz z malowniczymi pasażami rzeźbionymi przez instrumentalistów było to tak atrakcyjne dla mojej mrocznej gówniarskiej duszy, iż niewolnikiem albumu stałem się na lata, jednocześnie dynamicznie cały nurt z dziewkami na wokalu sondując. Nowe nazwy ale i jasne że kolejne albumy sprawdzonych już marek, w tym oczywiście Nightime Birds, czwarty long omawianych Holendrów - album który był kontynuacją obranej na Mandylion drogi. Może odrobinę mniej porywający, bo przecież dwa razy nie można dać się w równym stopniu zachwycić poznanym już nurtem. Jednak pomimo braku zaskoczenia, równie przykuwający moją uwagę i dający mi ogromną przyjemność z odsłuchu. Fajne to było i kropka - wtedy i tylko wtedy, bo dziś z perspektywy czasu nie czuje już większej ekscytacji gdy te albumy goszczą w słuchawkach. Praktycznie to nie goszczą, robią to incydentalnie przy takich okazjach jak ta ze spisywaniem wzruszających :) refleksji. Niemniej szacunek i sentyment pozostał tym bardziej solidny, że sam zespół nie zaginął tylko przechodząc swoistą ewolucje w inne, bardziej może dojrzałe rejony zawędrował. Zmienił styl i wokalistkę ale nadal albumy wydaje. Śledzę tą ścieżkę i życzę by nadal trwali w swojej podróży. Ja akurat w zupełnie inne rejony zawędrowałem i nie po drodze mi z damskimi zaśpiewami którym The Gatheriong pozostał wierny. Teraz z perspektywy czasu spoglądam na siebie bardziej krytycznie ale i z ogromną nostalgią wszak były to czasy romantycznego błaznowania w oparach mgieł i blasku księżyca. :) Stałem wtedy pomiędzy wieloma wpływami od tych rasowo rockowych, przez szereg metalowych (black, death, thrash, heavy czy doom) inspiracji po nawet brzmienia z rejonu ambientu. Poszukiwałem, odnajdywałem i z czasem w większości porzucałem obiekty chwilowych fascynacji. O nich jak czas pozwoli jeszcze coś tu w przyszłości skrobnę. Obiecuje że będzie zaskakująco - tyle tego muzycznego stuffu przez ponad dwadzieścia lat się przerobiło! :)

P.S. Na koniec zdanie jeszcze do zainteresowanych współczesnym obliczem Nightwish i Within Temptation - teraz już wiecie skąd oni przyszli, wierzcie sroce spod ogona nie wyskoczyli. :) A gdzie zawędrowali to już ich własny wstyd. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj