Nazwisko
reżysera dla mnie całkowicie obce, a czysto informacyjnie odkryte karty z jego dotychczasowej
działalności wydają się być umiarkowanie atrakcyjne - scenariusze, których autorem do
kilku głośnych hiciorów science-fiction, przez wzgląd na ich komercyjne
właściwości i gatunkową przynależność niestety dla mnie mało interesujące. Powyższa opinia w tym momencie na spekulacjach oparta, więc pewnie nietrafna, jednak na startowe podejście do samej produkcji wyraźnie rzutująca. Stąd bez wyśrubowanych oczekiwań (choć jak
zawsze z nadzieją), zatem do autopsji w tym przypadku reżyserskiej pracy Alexa Garlanda przystąpiłem i z nad
wyraz dużą satysfakcją teraz stwierdzam, że było warto dwugodzinny seans odbyć.
Ten więcej niż względny entuzjazm związany jest z faktem, iż akcent położony został przede wszystkim
na treść, która silnie ambicjami intelektualnymi motywowana. To science fiction bez
spektakularnej akcji i masy dynamiką podsycanych efektów specjalnych. One oczywiście swoją istotną rolę pełnią, jednak ograniczone są do tworzenia wysublimowanego tła, a nie wysuwają
się na plan pierwszy. Tutaj sednem psychologiczne spojrzenie, istotą logika i filozofia,
a formuła kina s/f li tylko pretekstem, by relację pomiędzy bytami analizować. Ciekawe
ujęcie tychże wpływów do kilku zasadniczych wniosków czy refleksji prowadzi.
Wciąż jako cywilizacja, jako ludzkość dokonujemy przełomów, tworzymy dzieła,
które finalnie przeciwko nam się obracają. Uwijamy z uporem maniaka na siebie
bat w złudnym poczuciu, że zapewniamy sobie bezpieczeństwo lub w megalomańskim
przeświadczeniu, iż jesteśmy tacy wyjątkowi za sprawą możliwości naszego umysłu.
W intencji rozwoju czy większego komfortu istnienia kreujemy iluzję, która
ostrożności nas pozbawia. Pewność siebie, niekwestionowane poczucie sprawczości, jednak może stanowić nasz czuły punkt i w to miękkie podbrzusze cios wyprowadzony ostatecznie porażkę przypieczętować. Wszak to oczywiste, że
im bardziej skomplikowana rzeczywistość tym liczniejsze zagrożenia, z tych
niezliczonych splotów uwarunkowań i oddziaływań wypływające. Architekci postępu
ofiarami braku kontroli nad reperkusjami kreowanych zjawisk? W tym ujęciu fabułę Ex Machina dużo szerzej i bardziej uniwersalnie można potraktować – jako
metaforę czy alegorię odnoszącą się nie tylko i wyłącznie do relacji na linii
człowiek-sztuczna inteligencja. Mnogość zjawisk natury społecznej we
współczesnym świecie, szczególnie tych o negatywnym charakterze, jako
zagrożenia doświadczanych, to często wypadkowa bezrefleksyjnej postępowej galopady.
Zaskakujących przeobrażeń, których źródłem ludzka ciekawość pobudzana potrzebą
manipulowania tam, gdzie ta ingerencja niezwykle ryzykowna. Przynajmniej w
mojej świadomości taka gorzka optyka została wzbudzona. Porzucając jednak próby
interpretacji, dodam jeszcze i podkreślę poetycki charakter realizacji, gęstą,
klaustrofobiczną i tajemniczą atmosferę, hipnotyzującą narrację, ascetyczną
scenografię z kluczowym zderzeniem dzikiej przyrody z zimną nowoczesną formą
oraz wysoki poziom stężenia naukowej teorii. Sporo zalet w tym kameralnym
obrazie odnalazłem i intensywnie on do przemyśleń mnie zainspirował. Zaiste mogę się mylić co do wcześniejszego dorobku Garlanda, bo akurat Ex Machina to bardzo intrygujący obraz.
P.S.
Na marginesie jeszcze słów kilka odnośnie osoby Chrisa Isaacka, czyli odtwórcy
roli Nathana. W mojej subiektywnej opinii, to jeden z najbardziej przekonujących
aktorów młodego pokolenia (35-latek) – prawdziwy kameleon, który niezwykle
realistycznie postaci kreuje. Jego warsztat to żadne korzystanie z jednego
szablonu, zawsze kiedy wciela się w rolę jest inny i równie autentyczny (patrz: Inside Llewyn Davis, A Most Violent Year czy Drive).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz