Miało być wielkie kino, niezwykle
wartościowy dramat obyczajowy, jednak do końca zakładany efekt nie został
uzyskany. Niestety ambitne założenia z głębokim przesłaniem ugrzęzły pod
warstwą zwyczajnej nudy, licznych mielizn i kwadratowej narracji do rangi stylistycznej niezwykłości aspirującej. Pisząc wprost zmęczył mnie dosyć mocno, a fragmentami
nawet rozdrażnił. Nie byłem w stanie znieść tej niekontrolowanej dawki
egzaltowanej moralizatorki, w kontraście stawiającej syty zachodnioeuropejski kapitalizm z biedą azjatyckiej prowincji. Tutaj nic się nie dzieje,
sflaczałe tempo pozbawione chociażby fragmentarycznie podsycanego napięcia,
jakiegokolwiek punktu kulminacyjnego, czegoś na kształt interwału. Płynie równo
w sferze treści, o istotnych kwestiach traktuje, ale bez ikry. Doceniam intencje,
rozumiem wartość merytoryczną, natomiast jestem totalnie zawiedziony formą i
realizacją. Oczekiwałem zdecydowanie więcej, liczyłem na poruszające emocje, a
Mamut ich nie zapewnił niemal do końca projekcji. Ostatnie dwadzieścia minut będąc
skrupulatnym mnie ruszyło, ale siedem kwadransów przygotowujących na jakieś
mocniejsze przeżycia, to próba tylko dla najbardziej odpornych na nudę. Bardzo
żałuje, że reżyser nie był w stanie zbudować większej intensywności, bo
potencjał w założeniach był spory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz