To nie był zwykły seans, tylko dogłębnie wstrząsające
świadectwo natury nienawiści opartej na poczuciu krzywdy i ślepej zemsty potęgowanej
narodowościowymi fobiami wraz z politycznymi interesami. Przerażające doświadczenie
w sferze emocjonalnej (którego byłem świadom i do którego myślałem że się
przygotowałem, ale było to tylko złudzenie) gdzie spostrzeganie materii
fabularnej w typowo kinematograficzny sposób nie miało absolutnie racji bytu.
Stąd pisanie o kwestiach technicznych będzie rzeczą drugoplanową w stosunku do
przesłania obrazu. Szczególnie, że z każdą minutą projekcji ma ono wymiar coraz
bardziej uderzający w konstrukcję psychiczną widza, a sam kapitalny warsztat
całej ekipy (bez najmniejszego wyjątku) to oczywiście poziom arcymistrzowski,
nie ma dyskusji. Pozwolę sobie zauważyć, że ponad dwie godziny obserwowałem tak
realistyczny i wiarygodny obraz ludzi i miejsc, jakbym przeniósł się do tych
dramatycznych czasów i jakimś cudem patrzył na wydarzenia z perspektywy
obserwatora – tak blisko, tak prawdziwie. Doprawdy pracy przy produkcji włożono
masę i wykonano ją z niesamowitą pieczołowitością.
Dostrzegając zatem ten walor warsztatowy i oddając mu należyty szacunek skupiam
się jednak przede wszystkim na wymiarze ludzkim i na gorąco, tuż po opuszczeniu
sali kinowej spisuję targające mną przemyślenia. Ich zatrzęsienie, a
dominującym uczuciem jest niezgoda i pytanie w naturalnej złości formułowane,
co jest kurwa z nami ludźmi nie tak, że w pewnych okolicznościach jesteśmy w stanie
robić rzeczy tak okrutne? Czy nasza natura jest dziksza od tej zwierzęcej, a
potencjał intelektualny wykorzystujemy wyłącznie do wymyślania metod
krzywdzenia - skrajnie brutalnych, okrutnych, sadystycznych. Jak jesteśmy
podatni na wszelką manipulację, jak nieodporni na wpływ zachowań grupowych i
jaką chorą satysfakcję czerpiemy z przekonania o egoistycznej nieomylności. Bez
znaczenia po jakiej stronie stoimy, czy jesteśmy architektami działań tłumu,
czy może jedynie współodpowiedzialnymi, bezrefleksyjnymi wykonawcami woli
głównych inżynierów. Zawsze towarzyszy temu nieznana innym gatunkom przyjemność
z zadawania bólu, bez względu czy plujemy jadem i infekujemy zarazą, czy
poddajemy się działaniu epidemii i toczymy pianę, wściekle, zaciekle. Cel to
tylko kwestia przypadku, okoliczności i kontekstu – on się znajdzie, bo jest
ona, trwa i nie popuszcza - ta cholerna zawiść. Dokąd nas te instynkty prowadzą
historia nieraz pokazywała, a skutki tych działań zalewające nas uparcie morzem cierpienia. Nie otrzeźwiejemy, nie mam złudzeń, gdyż w przeważającej
większości niestety każde kolejne pokolenie w wymiarze indywidualnym jak i gromadnym
musi się zawzięcie uczyć na własnych błędach, a doświadczenia ojców, dziadów i
pradziadów nie mają dla nich zasadniczo większego znaczenia. Koszty tego sprawdzania na
własnej skórze gigantyczne w ujęciu wspólnotowym, mające ponadto charakter
masowy, bo za błędy często garstki odpowiadają całe społeczności, a nawet
społeczeństwa. Nie ma dla ludzkości nadziei, póki poklask wzbudzać będą ideologie szukające wrogów, a ludzie z otwartymi sercami zakrzykiwani przez rozjuszoną politycznie hołotę. Ten schemat jak na dłoni widoczny gdy wzrok skierujemy na społeczne i psychologiczne efekty samego kontaktu z filmem Smarzowskiego. Prostactwo pełne arogancji i ignorancji, nakręcane
narodowościowym szowinizmem odbiera go po swojemu, zupełnie inaczej niż
życzyłby sobie sam Smarzowski. Lecz to przecież nie jego wina, że zamiast
szukać mostów odnajdą w nim kolejne dzielące mury. Smarzowski nie
wartościuje i zachowuje mądrze odpowiednie proporcje, a prawidłowe odczytanie
tych zabiegów nie wymaga przecież intelektualnego potencjału na niebotycznym
poziomie. Nie chodzi więc chyba wyłącznie o inteligencję, tylko o coś więcej -
poczucie niskiej samooceny, wzmacnianie znaczenia krzywdy, budowanie własnej wartości
na bazie stygmatyzowania innych, a może potrzeby zaistnienia w tłumie i
identyfikacji z jego hasłami? Mają te reakcje swoje przykre odbicie we
współczesnych wydarzeniach, ale także kapitalną wartość socjologiczną i są
dowodem, że pomimo tak wielu lekcji nadal człowiek jest dla drugiego człowieka
największym zagrożeniem!
P.S. Cieszę się, że film o takiej tematyce zrobił
właśnie Wojciech Smarzowski. Ktoś z taką erudycją i dojrzałością mentalną, a
nie jakiś politycznie sterowany, ideologicznie zaciekły oszołom. Nie wiem, czy na ten temat odpowiednia pora – być może właśnie pora najwyższa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz