poniedziałek, 3 października 2016

The Hellacopters - High Visibility (2000)




Esencja żywiołowego rock'n'rolla, spod łapy ikony szwedzkiego death metalu! I tyle w temacie opisu każdej z siedmiu długograjów The Hellacopters można by napisać, a to jedno zdanie w pełni opisałoby zarówno charakterystykę dźwięków, jak i ich właściwe pochodzenie. :) Z zatęchłej piwnicy, gdzie podwaliny skandynawskiego death metalu tworzył, Nicke Andersson wygrzebał się i ochoczo zwrotu śmiałego dokonał, od połowy lat dziewięćdziesiątych rzeźbiąc ten swój bezpretensjonalny rock'n'roll pod szyldem The Hellacopters. W tym miejscu zapewne ekspercki wrzask się podniesie, że brak precyzji w poprzednim zdaniu, że przecież The Hellacopters to już historia, twór faktycznie martwy, bo oficjalnie nie istniejący! Zgoda, z faktami się nie dyskutuje, lecz w moim przekonaniu i wszystkich tych którzy czują puls jakim Nicke riffy infekuje, Imperial State Electric, czyli band w którym obecnie człowiek się udziela to bezpośredni spadkobierca tradycji Hellacopters. Stąd rację masz ty detaliczny kronikarzu i mam ją ja - wilk syty i owca cała, mam nadzieję. High Visibility, czyli czwarty krążek w dyskografii Skandynawów, to trzynaście energetycznych rockerów, których korzenie w klasycznym "bigbicie", tym którego ojcami legendarna liverpoolska czwórka. Fundament solidny, a przede wszystkim maksymalnie przebojowy, natomiast to co na nim zbudowane nieco w porównaniu do beatlesowskiej maniery unowocześnione, garażem muśnięte i potraktowane z totalnym luzem i finezją. Zero napinki, tylko naturalna swoboda, znajomość tematu doskonała i inspiracje z wyczuciem przefiltrowane, by z pasją i swadą idealnie w tyglu zmieszane radość fanom zapewniały, a zespołowi zasłużonego splendoru przydały. Tyle, że współcześnie takie granie kokosów nie gwarantuje, a brak profitów kompensowany poczuciem wewnętrznej satysfakcji być musi. Gdyby jednak liczne gwiazdy złotych lat rock'n'rolla mogły stawić się na gigu The Hellacopters/Imperial State Electric z pewnością swoją wdzięczność za tak troskliwą opiekę nad spuścizną by wyraziły. 

P.S. Jedno jeszcze tu zaznaczyć muszę, że obrazek do Toys And Flavors, który wówczas album promował, w malowniczy sposób oddawał temperament The Hellacopters - mniam, paluszki lizać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj