Bardzo sprawnie Matthias Schoenaerts wykorzystuje swoje pięć minut, zwiastuję że i więcej będzie mu dane. Nie leci na wszystkie możliwe angaże, a wybiera starannie scenariusze, by zaistnieć pośród ambitnej aktorskiej elity. No szacuneczek się należy. Ten zaproponowany przez ekipę producencką Maryland też się broni, chociaż tematyka wielokrotnie przerabiana, to dzięki niezłemu wyczuciu materii jaką Alice Winocour się popisuje, duszny klimat i świeżość tchnięta w kliszę robi robotę. Odnalazłem w nim podczas seansu spore napięcie, intrygującą zagadkę i surową minimalistyczną produkcję z aktorstwem na wysokim poziomie. Jedynie brak intensywnej dynamiki może wielbicieli energetycznego kina akcji (takiego oczywiście tryskającego z pompą fajerwerkami) zawieść. Jeśli natomiast w kinie kręci widza, to co pomiędzy wierszami zakamuflowane, to nie ma mowy by czas z emocjami Vincenta Loreau uznał za stracony. Kino może nie wybitne, ale z pewnością z klasą skrojone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz