District 9 był na swój sposób innowacyjny, a
przynajmniej w momencie premiery oryginalny. Niestety po wyłowieniu Blomkampa
przez holywoodzką fabrykę, kolejna produkcja powielała pomysły z debiutu z niepożądanym
dodatkiem typowej dla jankesów pustej widowiskowości. Stąd zawiedziony
okrutnie, zanim najnowszy film Afrykanera obejrzeć się zdecydowałem, trochę
czasu minąć musiało. Nie żałuję opóźnienia ani czasu jaki mu poświęciłem, gdyż
Chappie nie jest totalną porażką, tym bardziej, nie ma się co oszukiwać przełomowym dziełem, ale... :) Dla człowieka
pamiętającego kinową premierę Robocopa, on taką sentymentalna podróżą do dzieciństwa i czymś na kształt plagiatu hitu Verhoevena. Fakt,
że na rolę maszyny posiadającej ludzką świadomość spojrzał Blomkamp nieco z
innej perspektywy, lecz wizualnie to niemal kalka hitu z końca lat
osiemdziesiątych. Jestem świadom, że to nie przypadek, a wiek Blomkampa i jego
zainteresowania sugerowałyby jednoznacznie, iż seria zapoczątkowana przez Verhoevena w istotny sposób
swoją pieczęć na nim odcisnęła. Traktuję więc tą po części naiwną i ambitną
jednocześnie koncepcję „dorastania” świadomej maszyny jako dość ciekawy hołd
oddany współtwórcy filmowej postaci Robocopa, jak i zarysowany mocno dyskusyjny problem natury etycznej i psychologicznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz