W
żadnym wypadku znawcą twórczości Giuseppe Tornatore nie jestem,
dodatkowo inklinacje do kina włoskiego nie leżały do tej pory w zakresie
moich większych zainteresowań. I tu oczywisty grzech ignorancji
popełniłem - bijąc się w pierś w najbliższym czasie zaległości te
zamierzam systematycznie nadrabiać, licząc na kolejną wyborną przygodę
podobną tej jaką za sprawą Konesera było mi dane jednego z ostatnich
wieczorów przeżyć. Tornatore w urzekający sposób w formie nietuzinkowego
melodramatu zamaskował historię sprytnego oszustwa, w anturażu
olśniewających wnętrz, malowniczych zdjęć i niepokojącej atmosfery.
Klimat podkreślony ujmującą warstwą muzyczną oraz mistrzowską kreacją
Geoffrey'a Rusha wciąga w świat już zupełnie niemal zapomniany w
dzisiejszym kinowym obliczu, zdominowanym taką pstrokatą tandetą.
Człowiek bezgranicznie oddany pasji tutaj głównym bohaterem, w pełni
pozornie kontrolujący wszelkie aspekty własnego funkcjonowania.
Zdumiewająco skupiony na celu, przekonany bezgranicznie o własnym
kunszcie, gdzieś na dalekim marginesie pozostawiający naturalne ludzkie
emocje. Chłodny w skorupie beznamiętnej na co dzień skryty, uniesienia i
ekstatyczne doznania jedynie za sprawą kolekcjonerskiego obłędu
przeżywający. I ten pewny siebie, opanowany, pragmatyczny człowiek
próbie zostaje poddany. Ona z zaskoczenia w szczelnej powłoce słabe
punkty odnajduje - bezwzględnie je wykorzystując. Lata obserwacji
najbliższemu otoczeniu informacji dostarczają, a głęboka znajomość
ludzkiej psychiki dodatkowo wspierana pokorą jest argumentem na tyle
silnym by uśpiona czujność bez oporu została wykorzystana. Wypracowana
latami zawodowa pozycja i iluzoryczna trwałość nasycania własnych
namiętności tej jedynej niezaspokojonej potrzebie się poddaje. Tu klucz
do zburzenia pewnej stałej się kryje, po cichu w tajemnicy przekręcany, by z czasem wrota do zaufania otworzyć. Nawet najbardziej precyzyjny
mechanizm pewnej pokusie poddać się może - KOBIETĄ ją nazywają. :)
:)
OdpowiedzUsuń