Szwedzka stajnia Transubstane
Records, dostarczyła mi już kilka świetnych stonerowych czy retro rockowych albumów do
degustacji, ale i przede wszystkim dała większym wytwórniom szansę na
wpuszczenie ich w bardziej szeroki obieg. I tak Lonely Kamel już dziś w
towarzystwie Monster Magnet w zmieniającej wyraźnie profil Napalm Records
rezyduje. Ale zanim tam ci Norwegowie trafili, nagrali Blues for the Dead, gdzie
w kapitalnej formie zawarli najlepsze cechy rocka, co na stonerowym zawieszeniu
postawiony. Dziwiłem się przez moment, kiedy do świadomości mojej dotarło, że
ta pełna piachu, chwytliwa pustynna maniera samotnego wielbłąda z kraju fiordów
pochodzi. Jednak jak tak sobie pokombinowałem i kilka innych ekip z północy wyłowiłem,
co tego rodzaju stylem muzycznym się zajmują do wniosku doszedłem, że na jakiej
podstawie w mroźnym klimacie nie można takiej słonecznej energii wytworzyć. Jak
się żyje tam gdzie czasem naturalne światło jedynie przez kilka godzin w czasie
doby dociera to najlepszym sposobem by w depresji i smutku się nie pogrążyć
jest wykrzesanie z instrumentów tego rodzaju energie, by to ona napęd do życia
dawała. Typom z Lonely Kamel wyszło to doskonale i nie tylko sami pewnie pożytek
ze swojej pasji mają, ale i takim szaraczkom jak ja radości i kopa pozytywnego
udzielają. Wdzięczny im jestem ogromnie, bo ten ich autorski blues satysfakcji
mi dostarcza co niemiara, nastraja mnie optymistycznie i nakręca do zabawy,
uśmiech szeroki na twarz mi przyklejając. Jak sobie tak słucham jak chłopaki
szarpią struny i okładają zestaw perkusyjny, to wyobraźnia znacznie intensywniej
zaczyna pracować. Siedzę ja wtedy w masywnym amerykańskim potworze, co bezmiar
szos wśród piachu i skalistych pagórków przemierza spoglądając w dal skąpaną w
czerwonej poświacie zachodzącego słońca, lub też na werandzie w wieczornej porze
cygaro sobie zapalam, by odprężyć się beztrosko. W dupie wtedy wszelkie problemy
życia codziennego (będąc nieodpowiedzialnie wulgarnym) pozostawiam, odjazd robię
z tej rzeczywistości pełnej szczurzych zawodników, co uczestniczą w wyścigu o bogactwa, które z
nich niewolników czynią i esencji życia zażywam. Są takie dni, możesz mi
czytający te wypociny nie wierzyć, kiedy takie dźwięki ratują mnie przed
obłędem. Jak ja kurwa jestem ich autorom za to wdzięczny! Serio. myślę że czując
je w taki sposób szczęściarzem jestem co na żadne materialne bogactwa tego daru
by nie zamienił. No dobra, spróbujcie mnie sprawdzić. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz