piątek, 19 grudnia 2014

St. Vincent / Mów mi Vincent (2014) - Theodore Melfi




Za Oliverem (dla niewtajemniczonych młodszym głównym bohaterem tego obrazu) napiszę, że ten święty nie jest szczęśliwy, nie lubi wielu osób i wzajemnie. Jest zrzędliwy, zły, obrażony na świat i pełen żalu. Pije, pali, gra, przeklina, kłamie i zdradza, ale to jest tylko pierwsze wrażenie. :) Podobne odczucie zagościło w mojej świadomości podczas seansu, kiedy tłumaczyłem sobie, że dobry film wcale nie musi być nowatorski, zaskakujący czy pochłaniający widza bez reszty. Może traktować o rzeczach oczywistych, wykorzystywać wielokrotnie przerabiane klisze czy chwyty realizatorskie i w prosty sposób wpływać na wrażliwość odbiorcy. Ma takie prawo, kiedy pod tą banalną fasadą fundamentalne treści są umieszczone i nie ma sensu udawać, pod publiczkę spektakularnie oryginalnością na wyrost pozować. Jak coś jest dojrzałe i wartościowe samo w sobie, to pozory nie mają znaczenia. Oczywiście tylko dla tych, którzy poziom odpowiedni w mentalnym rozwoju osiągnęli i są w stanie odbierać rzeczywistość czytając między wierszami, zamiast ulegać jedynie „pierwszemu wrażeniu”.

P.S. Jeszcze tylko dodam, że Bill Murray świetny, choć w tej roli wyraźnie szablonowy, Naomi Watts zjawiskowa, choć z tym akcentem równie zabawna co kiczowata, a Jaeden Lieberher przekonujący, choć z racji wieku taki naturalnie amatorski. 

2 komentarze:

  1. Zapomniałeś o Melissie McCarthy, która w końcu zagrała typową amerykankę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdę mówiąc to aktorka zupełnie mi obca, dopiero wchodząc na filmweb zobaczyłem, że widziałem ją w The Life of David Gale - jedynie. Stąd pominąłem ją z premedytacją - nie potrafiłem jej ocenić. :)

    OdpowiedzUsuń

Drukuj