Paul
Thomas Anderson jako reżyser cuda wyczynia. Bawi się ujęciami, klimat muzyką
podkręca, wybornie obsadę dobiera i na najwyższe obroty w kwestii warsztatu
wkręca. Głęboki wgląd psychologiczny stosuje i w przenikliwy sposób refleksje
snuje. Taki z niego potencjalny chirurg anatomię i fizjologię obiektu studiujący, a może
bardziej patolog, który autopsje przeprowadza i powód zgonu próbuje nakreślić.
Tym denatem ludzka przyzwoitość i godność w obliczu sławy i pieniądza.
Bohaterami opowieści ludzie po przeróżnych przejściach – zepsuci i zgorzkniali
cynicy, sfrustrowane bezradne ofiary własnych potrzeb i popełnionych błędów,
ale także naiwne gówniary i narcystyczni gówniarze, złapani na przynętę łatwizny. Grube ryby i małe płotki w
jednym zbiorniku pływające. Temat wyjątkowo kontrowersyjny na warsztat wrzucony
i w sosie stylu Andersona zanurzony. Biznes pornograficzny to w oczach
Andersona uzależniająca i wyciskająca z żywiciela człowieczeństwo branża. Im
więcej luksusu, tym mniej rozumu, im intensywniejsze bogactwo fizycznych
walorów, tym bardziej doskwierająca bieda duchowa. Wybieraj i z konsekwencjami
dokonanej decyzji się skonfrontuj. Nie biadol później, bo to twoja decyzja
była. Instynkty i podniety najniższe cię przecież skusiły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz