Waldemar
Krzystek jest w mej opinii jednym z wyróżniających się współczesnych twórców
polskiego kina. Popeliny nie zwykł wciskać, więc zanim najświeższa jego
produkcja wylądowała na ekranie mojego telewizora, wiedziałem, że co najmniej
przyzwoitej opowieści uświadczę. Jednako spodziewając się dobrego filmu,
finalnie poznałem historię zrealizowaną więcej niż poprawnie. Fotograf to mocne
kino, które trzymało mnie za gardło od startu do mety. W miarę spójna
wielowątkowa zagadka fundamentem, z wyczuciem i wiedzą osadzona w symptomatycznym
czasie i miejscu - w społeczno-politycznych uwarunkowaniach okresu przyjaźni z
bratnim wschodnim narodem. Z przekonującym aktorstwem, sporą naturalnością i
realizmem ujętych mentalnych różnic i ograniczeń zarówno Polaków jak i Rosjan. Z
dużym potencjałem, przełożonym na efektywny scenariusz i sprawną realizację. Oświadczam
z pełnym przekonaniem, iż dawno nie oglądałem rodzimej kryminalnej produkcji,
która by tak dalece mnie wciągnęła w swą treść. Dłuższą chwilę rozkminiałem tą
zagadkę i z poczuciem ogromnej satysfakcji, z głęboko podbudowanym ego stwierdzam,
iż znam zasadniczą odpowiedź. Kolą był… Ha! Ciekawi jesteście? Jak nie
znacie odpowiedzi, w spekulacjach czy we własnej argumentacji
się gubicie odsyłam na priv, bo nie zwykłem wrzucać spoilerów i tym razem także
tego nie uczynię. :)
P.S.
Fotograf ma to, czego zabrakło ostatnio poddanemu autopsji Jeziorakowi.
Mianowicie oglądając produkcję Krzystka ma się przed oczami rasowe pełnometrażowe
kino fabularne, a nie pozostaje pod wpływem poczucia obcowania z jednym z
odcinków kryminalnego serialu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz