Ponownie temat homoseksualizmu w
kinie, więc spodziewam się iż spora rzesza zatroskanych obrońców "bożego porządku" zakrzyknie, że obecnie w zepsutym zachodnim świecie lejtmotyw to niezaskakująco popularny. Stwierdzi tak, gdyż między innymi dostrzega w nim
lewacką ideologię genderową, czy wprost zionie nienawiścią do wszelkich inności,
od tych właśnie kontrowersyjnych o podłożu orientacji seksualnej, tożsamości płciowej po u swojego fundamentu ohydny rasizm. Na szczęście w centrum chrześcijańskiej Europy, w kraju
deklarowanej powszechnie szczęśliwości kończy się czas promocji homo zboczeń i
homo dewiacji i już nie przyznaje się filmowym projektom jawnie usprawiedliwiającym
takowe finansowego wsparcia. To też będąc świadomym, iż w kraju masowej pobożności
systemowo skończono z wysypem produkcji podważających "święty porządek",
pozostaje niecierpliwie (niebezczynnie) oczekiwać na koniec tego obleśnego trendu na zachodzie. Zanim jednak
zgniły zachód się opamięta, lub też zanim wcześniej granice Polski zostaną zamknięte przed napływem tego rodzaju pseudo artystycznego, w swej istocie przesiąkniętego anty
rodzinną ideologią śmiecia, obejrzałem w odstępie zaledwie kilku tygodni drugi obraz
traktujący o tzw. terapii konwersyjnej nieletnich. The Miseducation of Cameron Post był to film który
podnosił ten sam temat, przyjmując strategię równie dojrzale krytycznego wgląd w
problematykę. Tutaj podobnie przekraczamy próg chrześcijańskiego ośrodka piorącego mózgi, wciskającego kity bez jakichkolwiek naukowych podstaw o kulturowo, bądź metafizycznie uzasadnianym wyborze
drogi tożsamości seksualnej. Pod wpływem
religijnej indoktrynacji, niemal wojskowej marszruty następuje tylko w teorii
znaczącą zmiana - rzeczywistość okazuje się jednak zgoła inna. Obserwujemy chałupnicze metody
wypędzania demona homoseksualizmu z duszy bogobojnego młodzieńca, żarliwe
modlitwy w intencji unormowania orientacji płciowej zagubionego człowieka. Wyrzekanie się Szatana na rzecz
Jezusa - wejście na drogę ku prawości! Poprzez bolesne praktyki, niemal średniowieczne rytuały i przede wszystkim podstępną manipulację, bez względu na koszty. Koszty znaczące, bowiem metody to oczywiście nieoszczędzające niepotrzebnego cierpienia, wpychające bezrefleksyjnie w poczucie winny, używające podle, w szczególności w stosunku do osób wierzących pojęcia życia w grzechu. Za kamerą rewelacyjnie odnalazł się zaskakująco już okrzepły (debiut The Gift uważam za bardzo przeciętny) Joe Edgerton, ale i ten sam Edgerton (już bez zaskoczeń) był równie doskonały przed jej obiektywem. Edgerton mocno obowiązany do stawiania na gwiazdy kojarzone z Antypodami (Kidman, Crowe), które to odwdzięczają mu się bardzo dobrymi kreacjami u boku Lucasa Hedgesa, bez wątpienia przeżywającego po sukcesie Manchester by the Sea swoje (oby nie tylko) pięć minut. Zresztą pokusił się też Australijczyk o smaczek w postaci obsadzenia w roli dalszoplanowej Xaviera Dolana, który w epizodach udowadnia jakim jest perspektywicznym aktorem, dzięki czemu Boy Erased posiada swój aktorski magnetyzm wychodząc dla swojego dobra mocno poza schemat zaangażowanego kameralnego kina. Naturalnie pierwszoligowe nazwiska przyciągają i budują dobry fundament dla popularyzacji zdrowego rozsądku, zwykłych odruchów człowieczeństwa oraz naukowych teorii tłumaczących uwarunkowania orientacji psychoseksualnej, coraz częściej współcześnie przegrywających z krzykliwą demagogią i doktrynalnym populizmem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz