poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Surviving Picasso / Picasso - twórca i niszczyciel (1996) - James Ivory




Typowy James Ivory, bardzo statycznie i chłodno, czyli nie dla fanów energetycznego kina z gigantyczną charyzmą. Bowiem bez większej dynamiki i ekspresji reżyser takich klasyków jak Okruchy dnia, Powrót do Howards End czy Jefferson w Paryżu opowiada historię rozpostartą pomiędzy lata. W skupieniu, w wiarygodnej atmosferze, na autentycznych wydarzeniach opartą, ale i narracyjnie męcząco poprowadzoną. Tutaj równie ważna jak sam fundament fabularny i klimat jest ekspozycja architektury i przyrody, a emocje mimo że odgrywają swoją istotną, rolę to ona w rzeczy samej służebna wobec formy - absolutnie poza ramy klasycznego szablonu nie wychodząca. Odnoszę wrażenie (a będzie to odważna i ryzykowna opinia), iż ogląda się tą biografię poniekąd odrobinę jak pozbawionego przyrodzenia, ale jednak kultowego Ojca chrzestnego. Być może przez te południowe lokacje, może z uwagi na charakter funkcjonowania kluczowej postaci - z pewnością nie przez wzgląd na soczystą akcję. :) Picasso i jego życie to samograj, tak trafnie opisany w dwóch słowach w polskim tłumaczeniu dystrybutora. „Twórca i niszczyciel” – ekscentryczny artysta, trudny partner, który niejedną kobietę doprowadził na skraj rozpaczy. Szołmen i kobieciarz, geniusz i hochsztapler, który posiadał czar niezwykły, a jego pasja i nietuzinkowość nie tylko w sensie materialnej sztuki się uwidaczniała. Osobowość Picassa, jego psychologiczny rys, dyspozycje psychiczne i cechy charakterologiczne, to osobny tom w jego złożonej biografii. Egoistyczny intrygant, wpatrzony w siebie narcyz, który zdaje się, iż siłą perswazji przekonał że jest wielkim artystą. W tej roli Anthony Hopkins zaskoczył mnie pozytywnie (chociaż plusy nie przesłoniły do końca minusów), bowiem absolutnie nie mogłem sobie wyobrazić, jak aktor o tak zimnej aparycji może zagrać postać o tak gorącym temperamencie. Mimo że rysy twarzy, charakterystyczne wyrzeźbione latami bruzdy się zgadzały, a tak ważkiej ikry Hopkinsowi wystarczyło, to iskry w oczach zabrakło, a postura z przesadnymi okrągłościami nakazywała zapytać, czy był zapis w kontrakcie, że do roli schudnąć należy. Mimo wszystko sir Anthony podołał trudnemu zadaniu, któremu jednak nie w pełni podołał James Ivory - co przecież dla dobrze zaznajomionych z jego filmową manierą nie powinno być zaskoczeniem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj