Czasem refleksja okołofilmowa pisze się w zasadzie sama i nie musi być zastępczo ograniczona do
zarysowania fabuły, wyszczególnienia jej cech charakterystycznych i skupienia
się na wizualnej formie obiektu. W tym przypadku akurat zamiast właściwej oceny emocjonalnej uczuć jakie targają podczas seansu, będzie w gruncie rzeczy stricte sprawozdawcza
notka, gdyż film (chyba niewiele czuję) większego przeżycia mi nie dostarczył, a jeśli nawet jakichś uniesień dostarczył, czy jako rzecz nie od sztancy przyciągnął uwagę, to nie powiązał z łatwością tego co zobaczyłem, z w słowa tegoż ubrania. Zatem w skrócie, co
zauważyłem napiszę – może w ten sposób zachęcę, bądź chociaż przekornie wzbudzę
zainteresowanie (to w sumie byłoby ok), lub nie (to nie pierwszy i nie ostatni
pewnie raz, kiedy przelewam słowa na klawiaturę i nie ma to żadnego
motywującego znaczenia). :) Ciekawa, bo odwrócona perspektywa rzuca się od razu
w oczy. Zorganizowana grupa południowoamerykańskich bojówkarzy porywa (jak domniemam z jej pseudonimu) lekarkę,
którą w głębokiej dziurze pilnują wciąż jeszcze smarkacze - od szczeniaka indoktrynowani politycznie i szkoleni w wojskowym drylu. Zlasowane berety żyją gdzieś poza
cywilizacją na dużej wysokości w skrajnie ekstremalnych warunkach, w deformującej
dodatkowo psychikę izolacji, a w ich relacje wkradają się prowokowane
przypadkiem dramaty. Tak pokrótce startuje ta historia, a jej główny walor to
konsekwentnie rozwijane napięcie psychiczne wewnątrz bohaterów, ale i pomiędzy
nimi nawzajem. Obłęd rosnący kieruje ich postępowaniem, panika dziecięcych
psychik w konfrontacji z warunkami pola walki i wdrukowanym lękiem przed odpowiedzialnością za konsekwencje wpuszcza w piekło chaotycznych decyzji. Dramat rozwija się błyskawicznie i w sumie nie przynosi większego zaskoczenia, lecz skupienie na relacji zakładniczki z
porywaczami oraz jej próbie przetrwania w ekstremalnych warunkach, będąc
przyznaję dla mnie trudnym w ocenie materiałem poznawczym, na swój ekstremalnie
surowy sposób może być dla odpowiednio przygotowanego widza doświadczeniem
chwilami intensywnie hipnotyzującym. To film z rodzaju tych korzystających wyraźnie z epickiej siły obrazu i opierający swoją sugestywną moc na bezpośredniej formule ukazania przerażających skutków wychowania w usprawiedliwianym sytuacją kulcie przemocy. Tak sobie po kilku dniach od projekcji kombinuję, iż w moim przypadku problem z jego przyswojeniem nie tkwi chyba w samej srogiej formule, ale w nieumiejętności empatycznego przeżywania przedstawionego
dramatu - za co chyba poniekąd mogę zrzucić winę na reżysera. Wiem, że oglądałem coś wizualnie mocnego i poszerzającego psychologiczną perspektywę, ale nie rozumiem,
dlaczego obserwowałem te wydarzenia z taką momentami zimną obojętnością?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz