piątek, 23 czerwca 2023

Royal Thunder - Rebuilding the Mountain (2023)

 


Ja zasadniczo i zazwyczaj (uporczywie też - NIE BĘDĘ za to PRZEPRASZAĆ) dzielę się tutaj własnymi MAKSYMALNIE SUBIEKTYWNYMI i nie wierząc elementarnie w siebie na sto procent nic nie znaczącymi opiniami, w tematach które jeszcze w dodatku całkowicie według unijnego rozdzielnika zajętego karierą zawodową, podnoszeniem poprzeczki materialnej obfitości i wychowaniem dzieci na porządnych obywateli, a nie jakimiś żałosnymi hobbystycznymi pierdołami Kowalskiego NIE INTERSESUJĄ i to jest OK! Ja tutaj dzisiaj podzielę się zatem tak jak wyżej oświadczyłem, a dokładnie odważę się (szaleństwo od 10 lat trwa) wcisnąć może w porywach kilku zainteresowanym opowieść bardzo krótką, bez puenty błyskotliwej, a być może też bez merytorycznego rozwinięcia, po wstępie składającym się głównie z waty (jak to mówią, albo nie mówią bo mi się pomieszało) na uszy nawijanej. Historię ograniczoną do w porywach zdań może dwóch, jak to po usłyszeniu pierwszego singla zatytułowanego ostro The Knife ja byłem po prostu przezachwycony, natychmiast po nim przeoczarowaniu i tak siedząc przed kompem z wlepionymi gałami w monitor i ze słuchawkami emitującymi jak uważam najlepszej jakości dźwięk pochodzący z sieci i przepuszczony przez aplikację dodaną do markowych nauszów produkcji jak to wszystko dzisiaj (śmiało nadal mocno się rozwijającej) azjatyckiej, podskakiwałem z ekscytacji, a małżonka moja siedząc zaledwie trzy metry ode mnie na znacznie od krzesła wygodniejszym narożniku (obserwując notabene w swoim monitorze to co akurat ją kręci, więc cieszy i dodaje szczęściu codziennemu porcje dodatkowej radości) przywoływana przeze mnie ochoczo, tylko z obowiązkowo zawsze w podobnej sytuacji manifestowanym głębokim uczuciem wyrozumiałości odpowiedziała - "jestem zajęta, oglądam", to ja posmutniałem, by za chwilę uświadamiając sobie, że jakim jestem szczęściarzem  ja The Knife teraz słucham, a tak wielu nieświadomie The Knife ignoruje, więc ich pech, a moje SZCZĘŚCIE ogromne i to jest też OK! Niestety dziewiczy odsłuch całości zmył mi z mordki szeroki uśmiech bardzo radosny, a finalnie kiedy ta sama całość przybrała według intencji twórców nie od razu, ale jednak kapitalną formę, to Rebuilding the Mountain "stety" w moim aparacie słuchowym i świadomości osiągnął status (jak się cieszę) cholernie wysoki, bo może nie robił mi tak dobrze jak The Knife od razu, ale robi mi bardzo dobrze jako zamknięta do dziesięciu kompozycji zwarta konstrukcja TERAZ i to jest nie tylko OK - to jest MEGA OKEY! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj