Jeszcze raz wpełzamy „sentymentalnie” w peerelowskie czasy, by dać oczom sadystycznie napawać się mroczną siermiężnością owych. Znowu pozwalamy sobie na komfort bezpiecznego spojrzenia z dystansu czterech dekad na rzeczywistość w której dane było spędzić młodość pokoleniu dzisiejszych prawie lub już siedemdziesięciolatków, ale tym razem absolutnie nie w komediowym tonie, tylko w aurze poważnej bardziej politycznej niż jednak kryminalnej sprawy. Pomyślałem ileż można, pomyślałem przecież ja to lubię zarazem i zadecydowałem czemu nie, skoro dostaje taką okazję i może lepiej jednego popołudnia dać się skutecznie wkręcić polskiej sensacji, niż na siłę jakiemuś rodzimemu dramatowi naciąganemu do poziomu mega ambitnej sztuki, realnie jednak o niczym. Jak postanowiłem tak uczyniłem, bez urazy jednak jak mam nadzieję wzbudzanej u fanów czy twórców współczesnego polskiego kina odwołującego się do standardów i tradycji szkoły moralnego niepokoju. Po prostu raz tak, raz tak, nie jesteśmy przecież jako naród tuzem filmowym i nie kręci się u nas aż tyle dobra, by na bieżąco po wcześniejszym bezpiecznym riserczu wstępnym odsiewającym oczywiste gnioty, go nie przerobić. :) Wszystko się w sumie tutaj w Świętym baaardzo pobieżnie zgadza. Klimat zawilgocony, mroku brudem dodatkowo zdecydowanie muśnięty, ale żeby wszystko to podbite napięciem przeszywało, to nie przeszywa i to zasadniczo już w kategorii sugestywnego kina, Świętego w moich oczach jako zasługującego na uznanie dyskwalifikuje. Twórcy zrobili być może co mogli, znaczy uznali że to (klimat/nastrój/atmosfera) wystarczy, aby po prostu skupić się na realiach wizualnych i że sama otoczka schyłkowej komuny, to samograj i bez wstrząśnięcia aktorami by zagrali wybitnie, to się uda, a się NIE UDAŁO. Kościukiewicz wybitnie jest nieprzekonujący, jakiś taki strasznie amatorsko spięty, grając notabene bardzo spiętego z początku młodego milicjanta i dialogi może nie wszystkie, ale po części jakieś takie kulawe, no i na dobicie dynamiki sypnięte niewiele oraz u fundamentu scenariusz kompletnie bez polotu. Przetrwałem jednak, do finału dotarłem, lecz spodziewałem się więcej, bo potencjału by nakręcić gęsty thriller polityczno-kryminalny, było u podstaw po korek. Uważam że to polskie quasi noir im nie pykło, bo między innymi ten wspomniany Kościukiewicz, to żaden trafiony kandydat na pozbawionego na zewnątrz emocji twardego detektywa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz