Jeśli się z uporem maniaka o nieznanych czyta i nieznanych odsłuchuje, inaczej szpera marnotrawiąc (według zwolenników pracy tylko za pieniądze, albo korzystania z wypoczynku kompletnie biernego dla równowagi pogoni za wszelkimi dobrami materialnymi), to się czasem trafia na coś co przykuje uwagę na dłużej, a wreszcie zostanie się tym wręcz owładniętym. Mówię oczywiście w kontekście tej jednozdaniowej mikro tyrady o moim muzycznym zajobie, choć (litości) do poziomu obsesyjnego poznawania i archiwizowania prawdziwych muziarzy, to mi mnóstwo od zawsze jak i do teraz brakuje. Znalazłem wpierw obszerny tekst w moim ulubionym muzycznym periodyku, zapoznałem się też z recenzją Privation w nim umieszczoną i jak to w zasadzie zawsze bywa tylko niekoniecznie kończy się za każdym razem sukcesem w formie wkręcenia w nutę, to sobie muzykę Fange (Fąż) znalazłem w necie i już od pierwszych dźwięków między nami zatrybiło, a taki Né Pour Trahir z fantastycznymi wokalami w tle, to już owładnął mną bez reszty. Nie będę tutaj przepisywał słowo w słowo gdzie Pan Redaktor recenzent osadził muzykę Fange, bo jeśli ktokolwiek się nią zainteresuje, demonstrując raz swój dobry gust, a dwa ogarnięcie w temacie, to bez większego problemu usadowi ją w odpowiednim miejscu, pomiędzy właściwymi nazwami. Ja tylko zgodzę się z redaktorskim nosem i analitycznym umysłem, że to sporo inspiracji w Privation zostało wtłoczone i z nich coś własnego stworzone, a stylistycznie spotyka się tu sporo zimnofalowych detali elektronicznych nadbudowanych na fundamencie sludge'owym o często gęstym death metalowym obliczu riffowaniu, ale od siebie dodam, że pamiętając iż Francja dla mnie nie jest wciąż (choć jak popularność metalu z tego rejonu świadczy, chyba powinna) dominującym dostarczycielem załóg hipnotyzujących, to ja sobie sposób akcentowania wokali na Privation skojarzyłem z takim lata temu w miarę znanym projektem nazwanym Misanthrope. Nie jest to jednak trop muzycznie zbieżny, choć Visionnaire z 1997 roku miał trochę podobnego nastroju, mimo że gatunkowo odbijał w rejony bardziej tandetną otoczka woniącymi. Sprawdzam teraz i widzę, że oni wciąż są aktywni, ale wybaczcie że nie wiem co i jak obecnie grają, bo przy sobie mnie nie zatrzymali, a ten ich wątek w tym miejscu, to tylko wtręt, więc czas go zamknąć i gonić z tekstem dalej. To co w tym momencie mogę podkreślić, to przekonanie że kompozycje z Privation w tejże osiągniętej formule, jeszcze dzisiaj nie stanowią aż tak odróżniających się od siebie i całości słucha się tak z zaciekawieniem składając poszczególne elementy utworów w przemyślaną w jak mniemam drobiazgowo w założeniach formę, jak zwrócę uwagę, iż są jeszcze do siebie dość podobne. Jednak to co słyszę, a dokładnie próby jakie ekipa z Bretani podejmuje, aby aranżacyjnie je dookreślić podpowiadają, iż w przyszłości ta wyrazistość w sensie odrębności ułatwiającej rozpoznawalność będzie ewoluować, bo dzięki niej zespół myślę będzie miał szansę kroczyć drogą jaką ziomale z Gojiry już krajanom kolejnymi ewoluującymi albumami wykarczowali, a Fange moim zdaniem podobny kurs mogą przyjąć, co nie oznacza że efekty muzyczne mają osiągnąć bliźniacze, bo ja mówię o nawigowaniu na sukces, nie nawigowaniu na kopiowanie rozwiązań dźwiękowych. Dla fanów tak sludge'owych czy industrialnych ciężarów, jak i też właśnie podobnych Gojiry, Fear Factory czy Converge ansambli polecam - rozkmincie sobie ich po swojemu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz