wtorek, 20 czerwca 2023

Rival Sons - Darkfighter (2023)

 

Zacznę od podzielenia się osobistymi preferencjami związanymi z długością albumu rockowego i nie napiszę tego po raz pierwszy, tylko właściwie to tylko przypomnę, że zdecydowanie obstaje przy przekonaniu, iż jeżeli grupa dysponuje sporym materiałem nowym do nagrania, to lepiej żeby zamiast wydawać album podwójny za jednym zamachem, podzielić go na części dwie i premiery rozłożyć w czasie. Jest to dla grupy korzystne, bo promocja nowych kawałków rozłoży się naturalnie na czas dłuższy i ten dłuższy okres utrzyma wokół zespołu uwagę słuchacza nie miesiąc, a kilka - ale i dla mnie jako przykładowego fana, nie zarzuci przesadną jego ilością, więc łatwiej będzie w dwóch podejściach go sumiennie zgłębiać. Szczególnie jest to uzasadnione rozwiązanie, gdy dwa materiały mogą się od siebie czymś istotnym różnić i tak Rival Sons praktykując tą metodę właśnie na rynek rzucili Darkfighter (mroczniejszy) i jeszcze w tym roku zapowiadają premierę Lightfighter (mający jak tytuł sugeruje bardziej jasny, może nawet świetlisty charakter :)). W sumie to może nie być to między wymienionymi kontrast tak zasadniczy jakby można było się po wypowiedziach zainteresowanych spodziewać, bo teraz po zapoznaniu wystarczająco długim z pierwszym z rozdziałów (ponad dwa tygodnie), nie wyobrażam sobie jak to niby mogą zabrzmieć jeszcze bardziej pogodnie, kiedy taki Bright Light i Bird in the Hand, to numery już stylistycznie "lekutkie" pod względem muzycznym w obyciu. Chodzi zapewne więc o teksty, bo na Darkfighter dominują gorzkie refleksje związane z ostatnią pandemiczną izolacją, powiązane oczywiście z odrobiną polityki, z jaką owa wielu rozczarowanym zaistniałymi sytuacjami może się negatywnie w pamięci komponować, więc musi chodzić o treść liryczną, niekoniecznie dźwiękową myślę. Darkfighter w takiej sprowadzonej względnie do jednego mianownika formie wypada bowiem całkiem różnorodnie, choć nie wychodzi poza obszar dotychczasowych poszukiwań muzycznych Amerykanów, będąc tylko, a może aż kolejną wariacją w obrębie rozwijanego, lecz jednak twardo zdefiniowanego stylu. Jest to album po prostu świetnie napisany i doskonale zaaranżowany, a jego siła tkwi tak samo w natychmiastowej przebojowości, jak i tejże wychwytywaniu po dopiero kilkunastu intensywnych przesłuchaniach, zatem jakby to zaprzeczająco sobie nie zabrzmiało, to tak jest i jest przynajmniej z punktu widzenia mojego z Darkfighter doświadczenia. Nie mógłbym dawać przecież do zrozumienia czegoś innego, gdy przez dwa tygodnie kawałki nabierały nowych rumieńców, jakich też posiadaczem też zaraz po premierowym odsłuchu niewątpliwie były. Niecałe czterdzieści minut i cała feeria intensywnych przeżyć, od dynamicznych rockersów, przez bardziej zadumane bluesy, po epickie zacięcia, a wszystkie one na fundamencie kapitalnego jak zawsze, dudniącego fantastycznym przesterem riffu i owiane fenomenalnym wokalem charyzmatycznego Jay'a Buchanana - z raz muśnięciem, innym razem dobitnie podkreślone brzmieniami Hammonda i uroczo rozimprowizowanych bębnów tętnem wyśmienitym. Dla mnie nowy Rival Sons to znowu bomba i pretekst do zakupienia biletu na zapowiedziany po wakacjach w warszawskiej Stodole gig - nie mój osobiście premierowy, bo mój drugi dokładnie. Zacieram rączki. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj