poniedziałek, 5 czerwca 2023

Corsage / W gorsecie (2022) - Marie Kreutzer

 

To już jakaś chyba plaga (a jednak ona mnie się ona podoba), by w filmach o czasach bardzo przeszłych, skrajnie wręcz w kostiumowych produkcjach, zestawiać współczesną muzykę z zupełnie niezgodnym z nią teoretycznie tłem historycznym. W gorsecie PONIEKĄD taki zabieg zastosowano, bo niby nie jest to akurat szarża na rapsy, a i klasyczne motywy smyczkowe i fortepianowe, a przede wszystkim dźwięki generowane przez instrumenty dęte można usłyszeć (dlatego może nie jest on najbardziej wyrazistym przykładem), ale jednak takie złapałem przemyślenie po sekwencji wprowadzającej i szkoda mi było by się nim nie podzielić - proszę mi wybaczyć. Błagam wybaczcie! Do rzeczy jednak! W gorsecie to taka bardziej siermiężna austriacka odpowiedz na film o Księżnej Dianie Pablo Larraína - i po seansie nie mam pewności czy udana, bowiem okazał się film Kreutzer tak silnie promowany jako arcydzieło, filmem sugestywnym, ale też meczącym. Zbudowanym z kolejnych doskonale wizualnie zaaranżowanych leniwych scen o wysokim stopniu znaczenia, ale scen jednocześnie bez dynamiki czy stopniowania napięcia. Zamiast tego snuje Kreutzer po prostu opowieść o kompletnie nieudanym, oszukańczym życiu w złotej klatce. Życiu podporządkowanemu dla publicznego wizerunku dworskim konwenansom, więc najzwyczajniej sztuczne i w rzeczy samej także wewnątrz cesarskiej rodziny relacje gmatwające, jak i życie w świetle publicznym idealizowane, a w cieniu w alkowie dopiero zaspokajające właściwe potrzeby. Smutna to projekcja na ekranie bezgranicznie przygnębiającej toni - dawka zadawanego konsekwentnie widzowi bólu, w tym przypadku bez w zasadzie uczucia masochistycznej satysfakcji. Produkcja z ambicjami, powiązana z wysokimi oczekiwaniami, lecz bez polotu, co odbiera jej siłę rażenia i sprowadza jedynie do ponurego doświadczenia świadomego reżyserki znęcania się nad widzem. Gdyby nie doskonale zrozumiane przesłanie, kilka głębokich sentencji („w wieku 40 lat człowiek zaczyna się rozpływać, ciemnieje jak chmura”, „nikt nikogo nie kocha, wszyscy kochają to czego chcą od innych”) i gdyby nie ciekawie, bo wprost wykorzystanie obdrapanych pałaców i dworków, znakomite zdecydowanie aktorstwo i cyzelowane ujęcia, nie dałbym rady dźwignąć i nie znalazłbym powodu aby polecić komukolwiek samodzielnie sprawdzić. Dobra, prawdę mówiąc sprawdzić tylko tym o których będę miał pełne przekonanie, iż będą gotowi zmierzyć się wyzwaniem postawionym przez Marie Kreutzer i ta "nowa" Sissi nie zniszczy im wspomnień z młodości, bądź dzieciństwa.

P.S. Polecam także (tutaj każdemu) zestawić sobie losy samej Romy Schneider i Cesarzowej Elżbiety! Prawda, że aż ciary?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj