Eddington Eddington, tutaj zdania są mocno podzielone, a i krytyka lubująca się w promowaniu prymatu bełkotliwej psychologicznej ambicji nad dobrą zabawą, (rozrywką przede wszystkim, a w drugiej kolejności wyższej wartości intelektualnej), podnosi głosy, iż z Astera zrobiono nader wysoko trzymającą głowę młodą nadzieję, a on pod wpływem sugestii o własnej wybitności, mocno się w niezrozumiałej dla masowego widza, a może pozbawionej rdzenia, czy rozmytej twórczości właśnie zafiksował. Chyba już podobną opinię tej przebijającej się właśnie obecnie sugerowałem na wysokości Midsommar i jeszcze wyraźniej Beau Is Afraid, a teraz ponownie idąc raczej pod prąd zauważę (max max subiektywnie), iż Eddington mnie wkręcił dla odmiany i okazuje się w moim przekonaniu najbardziej zrozumiałym, znaczy przejrzystym obrazem pośród powyżej wymienionych. W tym przypadku przypisana do stylu Astera szarża aż tak nie boli, a nawet w tym satyrycznym ujęciu i o cechach gry aktorskiej Phoenixa bardzo mi leży. Fakt oczywiście podkreślę, że gdyby nie charyzmatyczne, specyficzne, a najbardziej przyciągające uwagę ku wrażeniu zabawnemu aktorstwo, to być może całość nie zostałaby mi tak w głowie, ale i to co za sprawą Eddington chce mi reżyser powiedzieć, nie jest tak silnie powyginane analitycznie, że jasny wydaje się przekaz o kierunku w którym zmierza współczesna Ameryka, a być może często nieodporna na jej oddziaływanie reszta globu. Covidowe realia i echa prawicowego oszołomstwa, w politycznie naturalnie puszczającym oko do w zachodni sposób postrzeganych lewicowych przekonań quasi manifeście politycznym, istotnie satyrycznym - ironicznym, a może pod powierzchnią ironii tak naprawdę poprawnie politycznie napuszenie przewrażliwionym. W tytułowym miasteczku i postawach bohaterów, jak w soczewce kumulujące się wszystkie obecne społeczno-polityczne procesy myślowe i praktyczne ich reperkusje, a Aster zbiera je i oczywiście odrobinę interpretacyjnie nimi manipulując, dając do wchłonięcia widzowi pozorny chyba tylko chaos, w którym zwarcie pomiędzy teoriami spiskowymi i zdrowym rozsądkiem, jak i między nieco lekceważącym możliwe niebezpieczne skutki dystansem i troską zahaczającą o psychiczną obsesję - wszystko w postaciach na pierwszy rzut jednowymiarowych i łatwych w ocenie, w głębszym kontakcie wielowymiarowo zeschizowanych i trudnych jednak do jednoznacznego osądzenia. Podsumowując - ja bardziej na tak niż w ostatnich dwóch ekspresjach Astera, ale może jednak się odrobinę waham czy to nie dzięki doskonałemu graniu aktorskimi pauzami, mimiką i ruchem wspólnie współegzystującymi, a nie dlatego że to analityczna perełka, bo tutaj nie spotyka się jednak geniusz interpretatorski z analityczną i filozoficzną błyskotliwością. Porządne, bardzo mięsiste kino, estetycznie jak to u Astera wyjałowione z większych emocji, o kierunku bardziej wstrzemięźliwym w sensie nie puszczonego w samopas obłędu. Fajnie, ale poza tym nic więcej.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz