Rozpocznę
od końca i archiwizując sobie zapiszę, że pod sam koniec seansu
dotarło do mnie we współpracy myślowo-skojarzeniowej, że
odpowiedzialnymi za wartość formy i treści Tatami są aktorka
tutaj grająca kluczowy drugi plan, a niedawno u Abbasiego porywająca
w Holy Spider i debiutująca właśnie w roli współreżysera oraz
udanie rehabilitujący się za mocno średnią Goldę Guy Nattiv. Ważna dla mnie wiedza, gdyż warto zwracać w przyszłości
uwagę na jej rozwój w tej zawodowej odsłonie, a jego jeszcze nie
skreślać, bowiem Tatami może nie okazał się aż tak dobry jak
bliższe i dalsze opinie sugerowały, ale całkiem kompletny i
angażujący, jak na kameralny dramat sportowy z fundamentalnym
wątkiem polityczno-społecznym. Reżim, naciski i wreszcie pospolite
podłe zastraszanie. Sport jako jeden z przykładów ambicjonalnej
obsesji w konfrontacji z rzeczywistością państwa totalitarnego i
jego boleśnie traumatycznego oddziaływania na tych co mają pecha
egzystować w warunkach permanentnej inwigilacji. Bohaterka w
sytuacji szantażu, klinczu z gigantyczną machiną państwowej presji,
wykazująca się gigantyczną determinacją, odwagą
graniczącą myślę z szaleństwem. Stając oko w oko z
totalitarnymi twardogłowymi aparatczykami jest w zasadzie bezradna, narażona
na psychiczne tortury oraz fizyczne zagrożenie swoje i bliskich.
Stąd pytanie mi do końca towarzyszyło, czy ta gra byłą warta
świeczki? Czy ryzyko warte było sportowych ambicji? Tatami zostaje z widzem jeszcze po wybrzmieniu ostatniej nuty treści,
a podczas projekcji systematycznie gęstnieje, tak za sprawą
konkretnej aktorskiej gry, jak i realizacji skromnej wizualnie, lecz
nie rezygnującej ze współczesnych najlepszych wzorców
operatorskich (korytarze, kamera śledząca postaci). Solidny debiut
Zary i całkiem dobra szkoła fachu od Gu’ya, w skompresowanej, dusznej, bardzo treściwej i trzymającej za gardło formule.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz