Maggie z plebsu pochodzi, jej szanse
edukacyjne z tego względu mocno były ograniczone, więc zamiast z dyplomem
renomowanej uczelni w korporacji po szczeblach kariery się wspinać, ona w
podrzędnym barze posiłki donosi. Prosta to dziewucha, prozą ciężkiego życia
zahartowana, lecz ducha nie tracąca. Ma ona plan i zrządzeniem losu znajduje
człowieka, którego doświadczenie i umiejętności zrealizować go pozwolą. Z nim w tandemie działając osiągają szczyty i kiedy ta bajka wyśniona się ziszcza tragedia
nieoczekiwanie nadchodzi. Determinacja, ośla upartość dziewuchy, serducho do
walki i jaja ogromne, to jak się okazuje mało w konfrontacji z przewrotnym
losem. On pokory uczy i niestety lekcje okrutną daje. Cena jaką Maggie płaci wysoka, a opowieść o amerykańskim marzeniu happy endu tym razem zostaje pozbawiona. Serwuje
Eastwood kolejny reżyserski majstersztyk, jak zdążył przez lata przyzwyczaić w pełni
dojrzały i z nader wartościowym przesłaniem. Z autentycznymi emocjami, z krwi i
kości bohaterami oraz wybornymi kreacjami dwóch emerytowanych hollywoodzkich ikon.
Samego mistrza Eastwooda z klasyczną dla niego pozą, taką twarzą twardziela, na
zewnątrz mocno zgorzkniałego a pod tą warstwą ochronno-izolacyjną człowieka z wrażliwym wnętrzem. Oraz równie ikoniczną
manierą aktorską Morgana Freemana, który gdzieś na marginesie tka postać o sercu na dłoni i pokorze głębokiej jak i jednocześnie w osobie narratora funkcjonuje. Obok nich jednak prawdziwy koncert
umiejętności Hilary Swank daje, w kreacji olśniewającej autentycznością gestów
i mimiki oraz realizmem emocji. Aktorski to majstersztyk, a dobór w castingu
dokonany strzałem w przysłowiową dziesiątkę. I pewnie mógłbym dłużej, szerzej i
intensywniej swój zachwyt tym obrazem manifestować, pozbawić ten tekst
wszelkiej krytyki gdyby do głosu moja malkontencka natura nie doszła. Ona
podpowiada mi, że jedną wadę w całościowo wybornym efekcie trzeba twórcą
wytknąć. Nią nie do końca przekonujące sceny walki, takie nieco anemiczne i po
oczach brakiem naturalności bijące. Szczęśliwie techniczne niedoskonałości na
margines spycha doskonała formuła przekazania filozofii jaka pięściarstwu
towarzyszy. Boks to nie toporne mordobicie pod remizą praktykowane - to sport
widowiskowy i w założeniach sztuka szlachetną osobowość w trudzie wykuwająca. Bo oto
walczysz człowieku w bólu i ryzykujesz wszystko dla marzenia, które liczy się
tylko dla ciebie - czasem je wygrywasz by po chwili często życie przegrać. Koszty poniesione vs. zyski wypracowane, finalnie bilans ujemny a może dodatni? Czy w życiu idzie o te chwile uniesienia, emocje i uczucia bezcenne, czy one spełnienie przynosząc warte są swojej ceny? Pytań ważkich multum i wśród nich jeszcze jedno niezwykle istotne, w formie rozbudowanej Eastwood zadaje. Czy prawo do godnej śmierci na własnych zasadach nam się należy i czy możemy wymagać by inni brali na siebie ciężar pomocy w naszym odejściu? Cierpieć pokornie, czy pożegnać się z względnie podniesioną głową, na scenie pozwolić tkwić bliskim w bólu dla zasady, czy złamać prawo i ze świadomością odpowiedzialności dopomóc im z niej zejść. Poruszający film, głęboko w świadomość zapadający - bezwzględnie obowiązkowa lekcja człowieczeństwa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz