Nie ma już od piętnastu lat na tym łez padole maestro
Schuldinera, a mnie nieodłącznie towarzyszy, kiedy albumy Death odtwarzam
pytanie, gdzie dziś byłby, w jakim muzycznym środowisku gdyby w tak młodym
wieku nie przegrał z bezlitosną chorobą? Odpowiedź w pewnym sensie oczywista,
bo człowiek z takim potencjałem kompozytorskim i taką wizją nie powielałby
schematów, nie ograniczał się w zamkniętej stylistyce. W naturze swojej miał
eksplorację nowych lądów, a potrzeba ich odkrywania była najistotniejszym
motorem napędowym w jego twórczości. Precyzyjnie jednak kierunku rozwoju nie
śmiałbym przewidywać, spekulacje pewnie by mnie ośmieszały i obnażałyby moje
ograniczone horyzonty. Zatem nie porywam się na brawurowe wróżenie z fusów tylko okazję
wykorzystam do bicia pokłonów przed pozostawionym nam maluczkim fanom
dorobkiem mistrza. Skupię się w tym miejscu na krążku w pełni przełomowym dla
flagowego okrętu dowodzonego przez Chucka Schuldinera. W moim przekonaniu to
właśnie na Human rozpoczął się dla ikony wyścig wyłącznie z samym sobą, bo nie
było dla nich konkurencji. Takie ekipy jak Nocturnus, Cynic, Pestilence czy
Atheist wprawdzie trzymały poziom i na swój charakterystyczny sposób z impetem przesuwały czy poszerzały granicę, jednak w moim odczuciu nigdy nie sięgnęły tych
szczytów, które zarezerwowane były wyłącznie dla Death. Może powód takiego
stawiania spraw zawarty w subiektywnym braku pełnej kompatybilności pomiędzy
moimi muzycznymi potrzebami, a stylem prezentowanym przez wymienionych. Może obiektywnie rzecz biorąc każda z tych grup była jedynie gorszą, bo wtórną odpowiedzią
na geniusz formacji Schuldinera. Sprawa dyskusyjna, zatem by tekstu do
rozmiarów elaboratu nie napompować i na zajadłe plucie jadem przez
ekstremalnych fanów powyższych ekip się nie narazić napiszę koncyliacyjnie, że wielkość
Death niepodważalna, a znaczenie wymienionych towarzyszy broni też znaczące. Human to niepodważalna klasyka, idealna konstrukcja mogąca być bez przesady
nazywana intelektualnym death metalem. I nie mam tutaj wyłącznie na myśli
skomplikowanych struktur instrumentalnych, lecz również teksty będące
przenikliwymi obserwacjami natury człowieka z istotnym wpływem tez z pogranicza
psychologii, socjologii i filozofii. To przede wszystkim odróżniało Death od
setek innych ekip parających się ciężkim graniem, że w warstwie lirycznej nie
odjeżdżali w pierdoły fantasy czy gore, tylko twardo stąpali po ziemi. Album przełomowy, epokowy, legendarny – bez dyskusji!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz