Obraz bardzo dobrze przyjęty przez wybredną polską
krytykę i doceniony sporą sympatią przez zwykłą publiczność. Dojrzały dramat, a może bardziej błyskotliwa obyczajówka pozbawiona
drażniącego nadęcia, rozdzielania włosa na czworo, bez typowej dla polskiej
szkoły jękliwości, z łebskim poczuciem humoru, a jednak na poważnie z
autentycznymi głębokimi emocjami. Przenikliwa analiza oparta na trzeźwych
spostrzeżeniach i zaangażowanych od wewnątrz obserwacjach. Z wybornym tematem
muzycznym akcentującym nieprzeholowaną nostalgię, wyraziście skrojonymi postaciami i naturalną,
przekonująca grą aktorską Agaty Kuleszy, Gabrieli Muskały, Mariana Dziędziela,
Marcina Dorocińskiego - wszystkich bez wyjątku. Mały film o dużym znaczeniu, niezwykle
prawdziwy bez koloryzowania, taniego sentymentalizmu, czy telenowelowego banału. Za to z masą wrażeń do intensywnego
przeżywania przez wzgląd na szeroki wachlarz pojawiających się postaw bohaterów
i odniesień do osobistych doświadczeń. Bo niestety choróbska są w życiu
nieuniknione, pytanie tylko kiedy trzeba będzie się z nimi zmierzyć i w jakiej
skali. Czas płynie nieubłaganie, nie stajemy się młodsi i nie jesteśmy odporni
na słabości organizmu. Czy poradzimy sobie poddani presji, narażeni na stres, z
poczuciem odpowiedzialności, z przygniatającym ciężarem bezradności i około
rodzinnymi zgrzytami. Jak przebrniemy przez te próby, w jakim stylu, z jakimi
stratami, z jakim bagażem? Kinga Dębska nie podpowiada ewentualnych rozwiązań,
nie moralizuje i nie osądza. Opowiada pouczającą rodzinną historię bez fałszów,
autentycznie ze swadą, w której walor szkoleniowy istnieje, tyle że sprowadza
się on wyłącznie do bezcennej prawdy stwierdzającej, iż jesteśmy niedoskonali zarówno z
wadami jak i zaletami. Różni od siebie ale przez tą odmienność także dla
siebie inspirujący, a przede wszystkim sobie potrzebni. Bo właśnie taką rolę
powinna pełnić rodzina, pielęgnować poczucie dystansu do spraw błahych, wspierać
i próbować przynajmniej starać się rozumieć z empatią i dobrą wolą nasze
słabości. Wybuchy złości, szczere częstokroć przykre wyrzuty, wzajemne
pretensje i żale nagromadzone latami, wrzące i eksplodujące znienacka. Bo
emocje muszą prędzej czy później znaleźć ujście, a my powinniśmy być
przygotowani na zmierzenie się z ich konsekwencjami gotowi na przekształcenie ich energii w konstruktywne paliwo. Pretekst do ich przepracowania z pewnością się znajdzie i niekoniecznie musi być to choroba czy śmierć bliskich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz