Małe, kameralne kino o cholernie ważnych sprawach, zamknięte w zaledwie osiemdziesięciu minutach i w tych skromnych rozmiarach zawierające liczne głębokie prawdy o ludzkich relacjach w rodzinnym mikrokosmosie. Rodzina w centrum, a kluczową jej postacią babka. Tyle że ona sama zdecydowanie odstająca od przyjętego modelu - babcia chętniej spaliłaby skręta niż upiekła szarlotkę, raźniej wskoczyłaby do łóżka z atrakcyjną fizycznie i intelektualnie niewiastą niżby śpiewała psalmy w świątyni. Bo to pyskata sarkastyczna ekscentryczka z dominującym charakterem i szerokim doświadczonym spojrzeniem. Stanowcza feministka, świadoma lesbijka o artystycznej wrażliwości skrytej głęboko pod grubą skórą hartowaną goryczą. Wraz z "nieostrożną" wnuczką i poniekąd także we współpracy z apodyktyczną córką poszukuje rozwiązania "problemu", który znienacka się pojawia zmuszając do przedsięwzięcia intensywnych działań i odpowiedzialnych kontrowersyjnych decyzji. Z pozoru proste, choć niepozbawione rzecz jasna obiekcji rozwiązanie z czasem stają się coraz bardziej wątpliwe, a podjęte finalnie decyzje w żadnym wypadku nie są ukazywane jako te jedyne i najwłaściwsze. Tu w rzeczy samej tkwi istota tej dojrzałej i wartościowej produkcji, że nie narzuca przekonań, nie próbuje podstępnie przemycać ideologii i umoralniać z pozycji "wiem lepiej". Bez nadęcia i łzawej otoczki z rozważną nostalgią ale i odpowiednią porcją celnego poczucia humoru. Niszowe, niezależne kino dla niespętanych konwenansami umysłów, znaczy tych jeszcze odpornych na ideologiczną indoktrynację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz