Black
Sabbath, co „najoczywistszą” oczywistością w tym najdoskonalszym klasycznym
układzie personalnym, to ciężki, masywny riff Iommiego, wyrazisty bulgot basu
Geezera, swingowy puls perkusji Warda i antyśpiew Ozzy’ego. Z tego
standardowego zestawu instrumentów cztery ikony hard rocka stworzyły szeroki
wachlarz możliwości, dzięki ogromnej muzycznej wyobraźni oraz determinacji. Na
Paranoid w moim i zapewne wielu przekonaniu znajdują się utwory absolutnie esencjonalne dla szybko wypracowanego stylu legendy. Bo oto te osiem numerów
to rozbudowany formalnie, pełen zwrotów akcji antywojenny manifest w postaci
War Pigs, chwytliwy i dynamiczny tytułowy Paranoid, surowy wręcz „prosty” Iron
Man, ekstremalnie mroczny Electric Funeral, żwawy do potupania nóżką stworzony
Hand of Doom oraz Fairies Wear Boots, nieco eksperymentalny, popisowy w sensie
obijania zestawu perkusyjnego Rat Salad i zjawiskowo wypełniony klimatem,
przesiąknięty czarującym groovem Planet Caravan. Każda z tych kompozycji może
być uznawana za tą reprezentacyjną dla stylu Black Sabbath, bo oto wszystkie te
kierunki, w różnych proporcjach ale były kontynuowane na klasycznych krążkach i
gdybym miał ochotę to z łatwością mógłbym przypisać im w tym miejscu po kilku
odpowiedników z kolejnych albumów. Stąd mój wniosek, że jeżeli istnieją
osoby nieświadome, tacy urwani z choinki laicy w kwestii rockowej legendy i
chcieliby oni poczuć czym to zasłużył się pierwszy skład Black Sabbath w
historii ciężkiej muzy to polecam właśnie Paranoid jako idealny probierz ich
„stylu” Drugi album w dyskografii Brytyjczyków to niczym stworzony na kilka lat
przed zakończeniem marszu po chwałę zestaw greatest hits. Nie ma bata – rzecz kultowa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz