Nie będę jednoznacznie określał miejsca Ire Works w dyskografii
Dillingerów, gdyż zwyczajnie moja znajomość ich twórczości ograniczona do
rozgryzienia, fakt detalicznego (bo jak inaczej wkręcić się w ich świat :)),
lecz jedynie ostatnich trzech albumów, a wszystko co przed Ire Works to
tajemnica jeszcze nadal dla mojej świadomości niezrozumiała. Wiem oczywiście,
bo czytam od lat prasę branżową, że wraz z tym albumem doszło do istotnej
roszady personalnej w szeregach Amerykanów i ona odcisnęła swoje piętno na
powstałych kompozycjach, aczkolwiek już Miss Machine sugerowała odejście od
wyłącznie połamanego mathcore’a w stronę aranżacji znacznie bardziej
chwytliwych i wokalnej ekwilibrystyki korzystającej także z czystej barwy. To
takie przekonanie nie wynikające z pełnej autopsji, a jedynie na opiniach tych,
co się na działalności muzycznej ekipy z New Jersey znają bardziej. Ja Ire
Works analizuje niejako na biegu wstecznym przez pryzmat wpierw One of Us is a
Killer i Option Paralysis i na tym tle jest to album, który mógł obecny
kierunek rozwoju zasadniczo narzucić. Pośród skomplikowanych matematycznych
łamańców skrzętnie poukrywane zostały numery o ogromnym potencjale przebojowym,
gdzie immanentny dla muzyków Dillingera szlif szalonych akrobatycznych wygibasów spięty został doskonałą aranżacyjną pracą (ba, pozwolę sobie ją
nazwać sztuką) z pełną wyobraźni przestrzenią dla wokalnych popisów Grega
Puciato oraz wirtuozerskich parad sekcji rytmicznej i gitarzysty. Muzyka
jest ze swobodą puszczana w przeróżne rejony, a bogactwo wykorzystanych środków
czerpanych z wielobarwnych stylistyk każe patrzeć na jej autorów z uznaniem.
Idealnym przykładem symbiozy pomiędzy awangardą pokręconej technicznej kanonady
i melodyjnym potencjałem niemal ocierającym się o pop będą Milk Lizard i Black
Bubblegum, dodatkowo na potrzeby promocji krążka ubrane we wspaniałe klipy.
Zresztą brak tu słabego kawałka, jakiejś zapchajdziury i nawet, jeśli część z
kompozycji wymaga upartego rozkminiania by odnaleźć w nich ukryty zamysł to i
tak wysiłek włożony w analizę i syntezę daje finalnie poczucie spełnienia,
kiedy wszystkie klocki idealnie spasowane zaczynają tworzyć całość. Cieszę się
ogromnie, że nie odpuściłem, kiedy chemii pomiędzy mną, a Dillingerem nie było.
P.S. Na marginesie dodam, że kiedy w Horse Hunter pojawia się głos Brenta Hinds z Mastodon moje spełnienie jest już kompletne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz