Na początek obowiązkowy wstęp w tym
wypadku taka ogólna nie odkrywcza refleksja, że kino brytyjskie posiada swój
wyjątkowy charakter, szczególnie gdy produkcja gdzieś pomiędzy komedią, a
dramatem stylistycznie umieszczona. Stąd płynnie do Damy w vanie śmiało mogę
przejść, bo tonacja w jakiej obraz Nicholasa Hytnera osadzony, idealnie do
powyższej formuły dobrana. Tragiczna ogólnie rzecz biorąc historia, w której
sporo humoru na wysokim poziomie, takiego wywołującego uśmiech na twarzy, lecz
absolutnie do skurczów mięśni brzucha niedoprowadzającego. Uśmiechamy się z
klasą, powściągliwie wyciągając wartościowe wnioski z kontekstu, rozumiejąc
jednocześnie, że historia to dramatyczna, bowiem poznajemy bohaterów i
odkrywamy powolutku tajemnicę ich życia, gdzie zwrotnym punktem jedno traumatyczne
wydarzenie. W centrum postać zdziwaczałej dewotki o czystym, błyskotliwym
umyśle, która wpierw przy krawężniku, a za moment już na podjeździe posesji starego
kawalera o podejrzanej orientacji seksualnej i pisarskiej profesji swym
zdezelowanym vanem parkuje. Pojazd ten jej miejscem zamieszkania, a ona w nim
osobliwym elementem podmiejskiej przestrzeni, takiej dzielnicy intelektualistów
o przeróżnych, częstokroć ekscentrycznych osobowościach i stereotypowych
ludzkich postawach. Ludzie plotkują i podszeptują, ze strzępów informacji
domysły snują próbując zrozumieć gdzie przyczyna stanu rzeczy, skąd w staruszce
taka "godność włóczęgi" wyborem nie koniecznością. Sąsiedztwo
spekuluje, a pisarz w tym czasie prawdę odkrywa, opiekując się tą dokuczliwą
damą. Jeśli kogoś to niewyrafinowane streszczenie zaintrygowało i
ciekaw skąd dama na podjazd przybyła, a dodatkowo ceni sobie dojrzałe,
pouczające kino niech przy najbliższej okazji zrobi sobie piękny prezent i
obejrzy tą przypowieść o pokucie w anturażu urzekających uliczek, przytulnych wnętrz
(z wyjątkiem vana :)) i ciasnych przydomowych ogródków. Warto!
P.S. A na marginesie, pytanie. Co
wiemy o osobach z sąsiedztwa - tych których to widujemy codziennie, wymieniając
kurtuazyjnie zwroty grzecznościowe. O takim przykładowo staruszku o nieprzyjemnym
zapachu, wyprowadzającym strachliwego kundla, czy dziadku wykonującym rutynowe
czynności z zegarmistrzowską precyzją, opiekującym się poczciwą leciwą gablotą
z ogromnym oddaniem. Przyjaznej babince o nikczemnym wzroście, ciągnącej żwawo
wózek z zakupami i ględzącej w kółko to co usłyszała w audycjach toruńskiej
rozgłośni lub o zadbanej kobitce pełnej pozytywnej energii z serdecznym
szerokim uśmiechem rozsądnie komentującej rewelacje pani z zakupami. Pytanie
oczywiście było retoryczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz