Rozpocznę banałem, który pomimo
maksymalnej zawartości oczywistości w oczywistości ma przecież racjonalne uzasadnienie.
Mastodon w miejscu nie stoi, rozwija się linearnie, wciąż uparcie eksploruje
nowe terytoria, chociaż one już nie tak odległe od tych rozeznanych na
poprzedniej produkcji. Może są coraz bliżej mainstreamu, ale jednocześnie wciąż
w bezpiecznej odległości od miałkiej przebojowości. Pod czasami wyraźnie
chwytliwą fasadą piętrzą się przecież dźwięki z nerwem i pulsem, doskonale
zazębiają w całość, migiem wpijając się w świadomość i natychmiast kształtów powabnych
nabierając. Aranżacje z każdym odsłuchem tężeją i swój potencjał na bujającą rozkosz przekuwają, energia kipi i tryska bezustannie, niczym wulkan żyzną lawą
przykrywając podbity teren. Masa smaczków, detali do kontemplowania
ustawicznie jest uwalniana, a każdy numer posiada w sobie własną tożsamość i
swoje charakterne cechy. Kosmiczne progresywne klawisze w Clandestiny,
kapitalna gitarowa solówka w Roots Remain, hipnotyzujący trans w Steambreather,
rockowy pazur w Show Yourself, refren w Ancient Kingdome czy akurat skojarzenia z numerami z Blood Mountain w Andromedzie. Rozliczne instrumentalne popisy z wysuniętymi na czoło ekscytującymi bębnami Dailora, fascynujące ilustracyjne tematy, wyborne
dźwiękowe impresje, niby z tych samych komponentów, a zawsze porywający efekt finalnie
odrobinę w inny sposób uzyskujące. Dla Mastodon żaden teren nie jest zbyt
grząski, nie ma obaw, iż nie podołają wyzwaniom, ich niepodrabialny styl i
wypracowana wysoka pozycja pozwala na komfort spokojnego dojrzewania z
pikantnymi momentami szaleństw, bo ich pochodzenie przecież z głębokiego
undergroundu do nieokiełznania też zobowiązuje. Mastodon absolutnie nie wytraca
pędu, prze ofensywnie i upewnia w przekonaniu, że już dzisiaj można
śmiało mówić o nich jako o współczesnej legendzie szeroko rozumianej metalowo-rockowej sceny.
P.S. Mają rozliczne walory, ale także
jeden felerek – nim na żywca wokalne popisy, które obnażają (choć ostatnio
coraz mniej) studyjne sztuczki. Na Emperor of Sand dominują precyzyjne linie
wokalne, a sam ich poziom jest bardzo wysoki. Tak się z obawą zastanawiam, jak oni
sobie z tym tematem na koncertach poradzą. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz