środa, 27 grudnia 2017

Dead Man / Truposz (1995) - Jim Jarmusch




Odkrywam obecnie Jarmuscha i nie dlatego że pierwszy z nim kontakt nawiązany dopiero za sprawą Patersona tak mnie do nadrobienia oczywistych zaległości zmobilizował, ale po to by spróbować zrozumieć fenomen jego kultowej pozycji w reżyserskim środowisku. Wiem, że to kino dość osobliwe i nastawienie odpowiednie, by zrozumieć jego sens znaczące. Stąd drugie podejście robię świadomie wrzucając Truposza, bo akurat urokliwa czarno biała formuła dla mnie to zaleta, gatunek westernem potocznie zwany niewątpliwie intrygujący i wreszcie osoba Deppa osadzona w takiej oryginalnej konwencji ciekawa. Truposz to w moich laika oczach taka że tak z grubsza ujmę, z przyczyn finansowo-ideowych pozbawiona spektakularnego rozmachu, za to plastycznie urocza i poetycko uduchowiona, wrażliwa społecznie, ambitna artystycznie i intelektualnie, groteskowa zabawa z konwencją. Muzycznie odjechana przez te brzmienia elektrykiem śmierdzące i sugestywna przez te mordy steranych życiem mieszkańców dzikiego zachodu - traperów, cowboyów i innych farmerów. Jarmusch bezdyskusyjnie naznacza swoje filmy autorskim sznytem, jednak ja nie do końca kupuję ten rodzaj filmowej narracji. Może jeszcze nie teraz, może kiedyś…, hmmm..., a może, właściwie nigdy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj