Men, Women &
Children mimo że może nie jest arcydziełem, to jednak obraz zdecydowanie wart poświęcenia mu dwóch godzin, gdyż z pewnością oferuje ciekawe (forma), dojrzałe (obserwacja) i
wartościowe (wnioski) ukazanie zwyczajnego życia dzisiejszej rodziny i relacji
międzyludzkich. To jednak żadne dla mnie zaskoczenie, kiedy piszę o wysokiej
wartości tej produkcji, bowiem za kamerą zasiadł tutaj Jason Reitman, a on już
wielokrotnie udowodnił, że względnie młody wiek nie przeszkadza mu w erudycyjnym i
błyskotliwym spostrzeganiu otaczającej rzeczywistości i procesów zachodzących we
współczesnych mikrostrukturach społecznych. Młody Reitman (dopisuję, że to syn Ivana
Reitmana, czyli człowieka od Ghostbusters :)) specjalizuje się w odróżnieniu od
ojca w kinie dalekim od lekkiej rozrywki dla mas, chociaż za cholerę nie
napiszę, że jego kino nie ma szans na mainstreamowe uznanie, mimo iż to zawsze
kameralne ujęcie złożoności ludzkich relacji. Jest jednak w jego kinie coś,
czego najczęściej brak w poważnych analizach specjalistów od filmu zaangażowanego
i ich ambitnych założeniach. Reitman ma to coś, co pozwala osiągnąć syntezę psychologiczno-socjologicznych
obserwacji i poczucia humoru, dzięki czemu nie kręci nudnych przesadzonych
dramatów, tylko nieco zapomniany w ostatnich latach gatunek, jakim jest kino
obyczajowe. W tym konkretnym przypadku dokonał wglądu w złożone relacje
rodzinne przez pryzmat osaczającej ją współcześnie rzeczywistości wirtualnej. Świat internetowy, świat portali społecznościowych,
gier w sieci - całej komunikacji odbywającej się w mniej lub bardziej
anonimowych okolicznościach względnego odizolowania. Wziął po lupę cały
przekrój zachowań, sposobów funkcjonowania w tej rzeczywistości, w sensie
radzenia sobie z nią i zaproponował terapię. Lecz tak właściwie, to jednak zrobił film terapeutyczny o samotności,
potrzebie bliskości i jednoczesnym odpychaniu bliskich od siebie z cudowną
finałową puentą z kosmicznej perspektywy potężnego uniwersum. Film złożony,
lecz jednak o charakterze rozrywkowym z naturalnym i pięknym przesłaniem, które
mówi w zasadzie o wyślizgujących się nam wszystkim z rąk oczywistościach, tudzież świadomie zapominanych, ignorowanych banałach. Akurat z własnej perspektywy 40-latka sprowadzonych do prawdy, że najpierw żyje się dla siebie, potem dla dzieci, a
następnie trzeba na nowo nauczyć się żyć dla siebie, dostrzegając jednak zawsze
potrzeby najbliższych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz