Jestem akurat w przypadku The Pineapple Thief w fazie zapoznawania się z ich dyskografią, a dokładniej na etapie poznawania dwóch ostatnich albumów z udziałem genialnego Gavina Harrisona i gdzieś w międzyczasie krążków tuż przed jego dołączeniem do składu złodziei ananasów. Podczas konfrontacji płyt z powyżej wymienionych etapów kariery, od razu wyczuwalna jest różnica w gatunkowej przynależności ich muzyki oraz w moim przekonaniu także jakościowa dysproporcja. Przynajmniej ja, laik oczywiście czuję i słyszę, iż dokoptowanie do składu tak fantastycznego perkusisty pchnęło grupę może nie na całkiem nowe wody, ale zdecydowanie zaszczepiło w proponowanej formule finezję, której większy brak odczuwam tak na Magnolii jak i All The Wars (te dopiero krążki z dalszej przeszłości poznałem i być może już głębiej sięgać nie będę). Figury stylistyczne jakie z pasją przemyca do kompozycji Gavin Harrison dodają im kapitalnego wewnętrznego pulsu i powodują, iż aranżacyjnie każdy z ośmiu numerów staje się sam w sobie połyskującą perłą. Trudno spośród tej oktawy wyróżnić którykolwiek utwór (transowo-epicki The Final Thing On My Mind to punkt kulminacyjny), gdyż całość ma spójny charakter nie tylko jako rodzaj koncept albumu, ale i od strony użycia symptomatycznych tematów i motywów. Tutaj może nieco na marginesie zaznaczę, iż na Your Wilderness czuć ten zabieg spinania klamrą motywów z poszczególnych kompozycji, lecz dopiero na tegorocznym Dissolution grupa dobrnęła do miejsca w którym krążek żyje jako całość bliźniaczymi tematami. Nie jest to oczywiście w obydwu przypadkach jakieś toporne kopiuj/wklej, tylko świadome i kunsztowne, logiczne i konsekwentne rezonowanie w strukturze koherencją na poziomie melodii. Może się mylę, może nadinterpretuję, może wieloletni fani The Pineapple Thief oprotestowaliby te oczywiście maksymalnie subiektywne odczucia, tudzież dodali kilka istotnych wątków do dyskusji o wyższości lub po prostu inności The Pineapple Thief z Harrisonem i The Pineapple Thief z innym bębniarzem. Jestem skłonny przyznać im rację jeśli argumenty będą przekonujące, a ton wypowiedzi konstruktywny. Póki co pozostanę w świecie osobistej weryfikacji jakości muzyki poprzez odczuwanie ciarek i stwierdzę cholernie stanowczo, iż na Your Wilderness i Dissolution jest 100% piosenek które podnoszą mi do pionu owłosienie na ramionach i przedramionach, a na Magnolii i All The Wars może zaledwie kilka. Ostatnie dwa albumy to klasa sama w sobie, najwyższy poziom i wysokie stężenie szlachetnych wpływów w doskonałych kompozycjach. Niezwykle inteligentnych i zawierających w sobie rodzaj hipnotyzującego uroku i wielkiej pasji, której liczę, iż nie zabraknie na kolejnych krążkach nagranych ponownie z udziałem Harrisona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz