wtorek, 30 października 2018

The Social Network (2010) - David Fincher




Ekspansja Facebooka, ewolucja skradzionego pomysłu doprowadzonego do poziomu przynoszącej krociowe zyski żyły złota. Tylko i wyłącznie dzięki geniuszowi gościa, który sobie tą idee od dzianych bliźniaków pożyczył. Człowieka fantastycznie okiem scenarzysty i reżysera sportretowanego, pełnego ambicji i z przeszłości rozczarowań, które szczególnie jego własne postawy i zachowania w interakcjach społecznych naznaczyły. Bowiem The Social Network będąc pomimo mało filmowego potencjału fascynującym zapisem kulis powstania największego współczesnego fenomenu społeczno-kulturalnego, całej skomplikowanej batalii sądowej o prawa i przychody z intratnego interesu, jest zarazem i prawdopodobnie w głównej mierze w założeniach Finchera i Sorkina głęboką analizą osobowości Marka Zuckerberga. Szczególnie scena startowa daje jasno do zrozumienia, gdzie kryje się przyczyna wytrwałości i powód interpersonalnych konfliktów powstałych wokół postaci Zuckerberga. Niby geniusz, umysł wyjątkowy, a jednak człowiek nie w pełni kontrolujący własne działania. Ulegający swoim potrzebom i instynktom, obojętny na ich moralną dwuznaczność – dość łatwo poddający się sztuczką manipulacyjnym i ofensywnym osobowościom (patrz oczywiście Sean Parker). Pytanie tylko czy nieświadomie, czy może cynicznie prąc do obranego celu bez względu na wizerunkowe koszty i ofiary swojej obsesji. Stąd nie dziwi, iż można by spostrzegać przez ten pryzmat osobę głównego bohatera, jako zakompleksioną mendę, sprzedającą przyjaźnie i traktującą lojalność jako przeszkodę w drodze do tzw „ja wam pokaże, ja wam udowodnię”. Tyle że pytam się, od kiedy tam gdzie biznes sypie obficie srebrnikami, a konkurencja nie zasypia gruszek w popiele jest miejsce na sentymenty? To banalna gorzka puenta słodkiego biznesu, w którym nie ma sentymentów i nie ma przyjaciół. Jest obsesja pieniądza lub tak jak w przypadku Zuckerberga obsesyjna ambicja, która mimo wszystko absolutnie nie usprawiedliwia podłych czynów. Obejrzałem The Social Network po dłuższej przerwie po raz drugi i w tym drugim podejściu mam wrażenie, iż ogląda się film Davida Finchera nieco inaczej niż przy pierwotnym, bo te młode aktorskie nazwiska z pierwszego i drugiego planu, dzisiaj to już może nie super gwiazdy kina amerykańskiego, ale z pewnością mocno rozpoznawalne twarze z wysokiej półki. Jesse Eisenberg, Andrew Garfield, Rooney Mara, Armie Hammer i jak się okazuje równie dobry przed kamerą, jak i na scenie Justin Timberlake. Wszyscy wkręceni głębiej w hollywoodzkie kino ich znają i na pewno oni sami przez fakt wzrastającej wciąż popularności nie narzekają na brak kuszących aktorskich propozycji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj