Mroczny thriller o głęboko skrywanych tajemnicach mieszkańców
prowincjonalnego miasteczka. Surowy dramat o zbrodni i bezwzględnych
konsekwencjach podłych czynów. Ponadto przygnębiająca przypowieść o lęku,
samotności i wreszcie przede wszystkim chciwości. Nakręcona w ciemnej tonacji, bez
jakichkolwiek fajerwerków, dynamicznej akcji, nadętej psychologicznej głębi czy
zawiłej intrygi. W zasadzie obraz z rodzaju tych, które nakręcono już masę razy
i nie trudno przez to mieć podczas seansu wrażenie deja vu. To wszystko już
było, lecz mimo to wciąga klimatem i fascynującym minimalizmem, dając poczucie
obcowania z dobrze przemyślanym pomysłem i profesjonalną produkcją. To też mogłoby
być (tak sobie teraz myślę) takie Fargo w innych okolicznościach miejsca i
czasu. Tyle, że tam gdzie Coenowie dorzucili do scenariusza i charakterystyki
postaci sporo czarnego humoru, to reżyser i scenarzyści Sweet Virginia nie
pozostawili nawet odrobiny miejsca na uśmiech przez łzy, tylko uparcie sączą mozolnie
tą bezlitosną prawdę o nieszczęśliwym życiu gdzieś na uboczu, udowadniając tym
samym, iż kino nieprzesadzone też może się świetnie obronić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz