Jak gdzieś ostatnio
przeczytałem „młodość to czas tragiczny i trudny do przetrzymania, gdyż wszystko przeżywa się w chujnasób”, co wydaje się bardzo
trafnie i obrazowo określać jej charakterystyczne, z obecnej perspektywy (co mnie martwi, trochę więcej niż ciut) już dla mnie coraz rzadziej tolerowane cechy. Właściwości etapu naturalnie pełnego trudności obiektywnych, lecz przede wszystkim w znakomitej większości subiektywnych. Okresu szczególnie emocjonalnie rozchwianego i
rozstrzelonego pomiędzy skrajnościami świata biologicznych zmian, tak samo jak wewnętrznych przeżyć
psychicznych i wreszcie konieczności dostosowywania się
do społecznych reguł. Kiedy proces ten jest dodatkowo komplikowany przez
problemy powiązane z nieakceptowaną przez środowisko tożsamością seksualną, to
pewnikiem jest, że będzie małolat miał zafundowaną odpowiednią bonusową porcję
tresury. Dla gustującej w miłości jednopłciowej Cameron Post, głównej bohaterki
filmu Desiree Akhavan szkolenie w "mentalnym poprawczaku" zwanym Bożą obietnicą będzie oparte
na pseudonaukowych praktykach zanurzonych w sferze religijno-ideologicznej i
ukierunkowane na wbicie w jej świadomość poczucia winy i tym samym (już
nieoficjalnie) wpojeniu nienawiści do samej siebie poprzez metody, które śmiało
zdefiniować można jako wysublimowane maltretowanie psychiczne. Zawsze pomocni i gotowi do pracy w imię wyższych ideałów opiekunowie, działać będą niczym
psychologiczni detektywi poszukując genezy obrzydliwego zaburzenia, zgłębiając
ścieżki życiowe podopiecznych i w zasadzie dopasowując wyłuskane w pocie czoła
dowody do z góry założonej tezy. Brawo, wszyscy klaszczą w euforii śpiewając
dziękczynne hymny w kierunku Pana dokonującego rękami swoich wyznawców
cudownego przeobrażenia w imię powszechnej szczęśliwości, zagrożonego
wstrzymaniem prokreacji gatunku ludzkiego. Niestety, pięknie i skutecznie ta
terapia wygląda jedynie w sferze życzeniowej, a rzeczywistość szybko weryfikuje
jej fundamenty teoretyczne. Małolatom wkręca się ideologiczne brednie,
powtarzając z uporem maniaka w co drugim zdaniu na wszelkie sposoby odmieniane słowo grzech,
próbując wykorzystać ich naturalną naiwność i niedojrzałość. Lecz niczego to właściwie nie
zmienia, bo instynkty są silniejsze od socjotechnicznych sztuczek oraz średniowiecznych
rytuałów. Złe wychowanie Cameron Post to wysokiej jakości, całkiem ambitne kino święcące triumfy na festiwalach
pokroju Sundance. Kino bez wielkiego rozmachu producenckiego, bez
gigantycznych środków na promocję, za to kino zrobione z odpowiednią
wrażliwością społeczną, bez nachalnego moralizatorstwa i radykalnych sądów.
Kino pobudzające do myślenia i powzięcia ewentualnych wątpliwości, bowiem niczego
bezpośrednio nie krytykuje, a jego poniekąd satyryczny charakter z dużą dozą
poczucia humoru i inteligencji, użytej jako broni przeciwko współczesnemu szamanizmowi, dostarcza nie tylko trudnego tematu do poważnej debaty, ale i ironizującego
materiału do dostrzeżenia i docenienia mocy zdroworozsądkowego dystansu. To
właśnie prócz świetnie skonstruowanych i zagranych postaci oraz przekonująco odtworzonego klimatu początku lat 90-tych (What's Up?) jest w nim
najcenniejsze, że pomimo kalibru poruszonego tematu jest ono ciepłe i
optymistyczne, tak jak mimo w "chujnasób" przeżywanego okresu dojrzewania życie małolatów, jest po
prostu bardzo spoko. Ale to docenią z opóźnieniem ponad dwóch dekad jedynie takie posunięte już wiekowo dziady jak ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz