Masa różnych twarzy
Ameryki na ekranach telewizorów, w sieci i w kinowych salach współcześnie
króluje, a to jedna z nich, ta może nie najbardziej mroczna ale na pewno mocno wstydliwa
i daleka od przeciętnych wyobrażeń o życiu w granicach jankeskiego imperium. Prawdziwa historia z prawdziwego życia i z
prawdziwymi emocjami - bez sztuczności i jakiejkolwiek pompy opowiadanie o tym
co istotne, bez potrzeby retuszowania, dopieszczania i dla efektu wielkiego wow nadymania historii. Kino
niezależne, kino bez wielkich pieniędzy, lecz kino zaangażowane i kręcone z
wyczuciem i smakiem. Bardzo surowe, narracyjnie skupione na meritum
bez większej obróbki i warsztatowych czy producenckich sztuczek. Jeśli kino Debry Granik jest ci czytelniku znane, to niczego nowego, tym bardziej zaskakującego od strony technicznej nie doświadczysz, za to kilka pytań we łbie ci po projekcji pozostanie i porzucony z nimi bez łopatologicznych wyjaśnień zostaniesz. Jaka w tym konkretnym przypadku tajemnica kryje się za wyborem życia
na marginesie, poza względnie uporządkowaną społecznością, funkcjonującą według uniwersalnych reguł społecznego współżycia w schematycznej, często fasadowej rzeczywistości? Gdzie jest i czy powinna istnieć granica w kwestii odpowiedzialności za wybór takiej kontestacyjnej drogi, wpływającej bezpośrednio na życie i zdrowie własnych dzieci? Czy dorastające potomstwo ma przynależne prawo stanąć w opozycji i wyrwać się spod kontrowersyjnego wpływu rodzica, szczególnie gdy jest świadome niebezpieczeństwa i mimo silnych więzów i głębokiej miłości na cierpienie narażane? Wreszcie czy traumatycznymi doświadczeniami kierowana, świadomie obrana antyspołeczna filozofia, choć po części usprawiedliwia to ryzyko i w jakich sytuacjach właściwie państwo opiekuńcze powinno interweniować? Jest nad czym się zastanawiać, jest w obliczu tematu potrzeba pytania rozmnażać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz