Od lidera naturalnie najwięcej się oczekuje, jemu stawia się najwyżej poprzeczkę i na nim presja nie powinna wywierać stresującego ciśnienia, gdyż pozycja zdobyta do sięgania najwyższej jakości zobowiązuje i na fanatyczne wymagania uodparnia. Tak własnie spostrzegam miejsce Rival Sons na scenie ogólnie rozumianego retro rocka, inaczej rocka sprowadzonego do inspiracji muzyką trzech pierwszych dekad drugiej połowy XX wieku. Żadna obecnie rewelacja w rodzaju Grety Van Fleet nie ma startu pod względem doświadczenia, ale także jakości i talentu do Rival Sons i kiedy to pierwsze single z Feral Roots w sieci zagościły, to przyznaję iż będąc ich formą skonsternowany miałem mrożące krew w żyłach obawy czy aby doskonała passa trwająca od momentu nagrania debiutu się aby nie skończy właśnie teraz. Krążek już w całościowej wersji finalnej jak się okazało osadzał się również nieco opornie i po inicjalnych odsłuchach budził niewielkie ale jednak rozczarowanie, to teraz po licznych już z nim kontaktach wzbudza we mnie uczucie zachwytu. Innymi słowy po prowokującym niepokój wprowadzeniu chcę napisać, że dali po raz kolejny radę wykazując się właśnie odpornością i mistrzowskim doświadczeniem. Nagrali rock'n'rollowy album niezwykle żywy, organiczny brzmieniowo, archetypiczny wykonawczo - inteligentnie skomponowany, dojrzale zaaranżowany, bez forsownych rozwiązań za to z głębokim i bystrym spojrzeniem na najlepsze, często nieoczywiste inspiracje sprzed wielu dekad. Dostarczyli prawie pięćdziesiąt minut genialnej muzyki idealnie nadającej się do chóralnego refrenów odśpiewywania, nóżką radosnego potupania, ale i do refleksji a nawet zadumy. Bowiem utwory prezentują szerokie spektrum rockowych ingrediencji - od surowego hard rocka do progresywnego bluesa, przez wpływy folkowe i nawet tkwiące w muzyce gospel. Z instrumentalnym polotem i genialnym wokalistą jako atutem pierwszoplanowym, który sprawia bez najmniejszego wysiłku, iż każda fraza, każdy kulminacyjny refren nabiera wyjątkowego blasku. Feral Roots to nie jest rockowa rewolucja, to "dzikich korzeni" rocka błyskotliwa współczesna eksploracja. Mnie to wystarczy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz