Oczekiwałem tej
produkcji baaardzo! Może nie z przekonaniem, że obejrzę arcydzieło, bowiem
nazwisko reżysera nic mi nie mówiło, a szybka dawka informacji z sieci o kierowniku
powyższego zamieszania nie dawała nadziei zbyt wielkiej na kino, które może tak
wyraziście zapaść w pamięć, by przejść do historii - tej złotymi zgłoskami
wyrytej w świadomości maniaków. Głównym powodem zainteresowania była rzecz
jasna kreacja Tomka, a obok niej też bez kitu temat, a dokładnie okres z
burzliwego życia ikonicznego gangstera, jakim reżyser postanowił się zainteresować.
I dobrze że zanim film subiektywnej autopsji poddałem, to nie przeczesałem internetu,
bowiem oceny uśrednione tam znalezione strasznie by mnie przed seansem
zasmuciły. Teraz jednak wiem z czym mam do czynienia, a ocena jak d oczywiście
- każdy ma swoją itd. i ten tego. Krótko, ludzie czego innego oczekiwali, a
dostali to co dostali i że produkcja to daleka od przykładowo tej sprzed lat
Briana De Palmy, nie ma sensu dowodzić szerzej niż tylko fakt sygnalizując.
Rozumiem też poniekąd, iż ten obraz może znudzić, a nawet rozczarować i to nie
tylko fanów kina gangsterskiego z fajerwerkami, bo jego specyficzna realizacja
ma coś w sobie usypiającego, a nawet irytującego warsztatowo. Cechą wizualną
filmu Josha Tranka grubo ciosana charakteryzacja Capone'a. Cechą zaś audio skrzek
Fonsa. Obie one zakładam odnoszą się do tragicznej kondycji jednego z
największych amerykańskich wrogów publicznych, nie tylko okresu prohibicji i
nie są na siłę stylizowane, choć nie trudno odnieść takie wrażenie. Mimo że
tempo jest słabe, a nawet żadne, to film może się też podobać (i mnie się cholera
podobał), bo aktorsko Tomek H. robi potwornie ryjącą beret robotę, a ten osobliwy
nieruchawy, ale całkiem intensywnie hipnotyzujący klimat wciąga, mimo iż absolutnie
w fotel nie wciska. Po doznanym udarze kompletnie uzależniony od pomocy innych,
zniedołężniały fizycznie i (myślę, że co najmniej odrobinę upośledzony umysłowo),
nawet jeszcze nie pięćdziesięcioletni, a już kompletnie żałosny wrak człowieka,
to dobry materiał dla thrillera psychologicznego, którym film Tranka jest właściwie.
Cierpiący (i dobrze) na (i tu ostra nazwa) kiłę mózgowo-rdzeniową, w żadnym
stopniu już nieprzypominający postrachu wszystkich, zakapior z marchewką w gębie,
to też dobre groteskowe tworzywo dla komedii, którą pomimo kilku dość zabawnych
scen film Tranka nie jest. Ten film to coś niby innego, a niby nic szczególnego
o czym lepiej się osobiście przekonać, niż czytać wypociny kogoś, kto
zasadniczo ma problem z jasnym opisaniem najżywiej oddziałujących jego cech.
P.S. Można by napisać śmiało
tylko, że piękna to pokuta za grzechy z przeszłości była. Dobrze tak skurw……!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz