Niepospolity jest to dramat, bo
historii o wyprawach w przestrzeń kosmiczną było wiele, ale pośród nich rzadko
pojawiały się takie, które skupiały się przede wszystkim na aspekcie
psychicznym i kosztach związanych z napięciem obecnym przed misją, jakie astronauci ponoszą. Pozostawienie
rodziny, rozstanie, które niekoniecznie może być wyłącznie kilkudniowe lub góra
kilkumiesięczne. Tym bardziej staje się to kluczowe, gdy bohaterem jest kobieta/matka i izolacja
związana z poradzeniem sobie nie tylko ze stresem związanym z
niebezpieczeństwem czy ryzykiem, ale właśnie z zagłuszeniem tęsknoty i odruchów opiekuńczych,
będących fundamentalną częścią macierzyństwa. Za wybór kwestii kluczowych (hołd kobietom w kosmosie), daje ocenę
maksymalną, do aktorskiego rzemiosła także nie mogę się doczepić, bowiem robota
wykonana nie tylko przez Eve Green, to klasa bardzo wysoka, ale mimo że w ogólnym
rozrachunku to kino autentyczne emocjonalnie, to odrobinę zbyt płaskie, a nawet
jałowe, jeśli brać pod uwagę niemal kompletne zarzucenie napięcia i całkowitą jednostajność
narracyjnej struktury. Może nie jest to obraz mdły, bo pomimo unikania jakiejkolwiek
erupcji emocji, jest w nim uczuciowy tygiel, kamuflowany pod wymaganymi od
astronautki powściągliwością i opanowaniem. Stąd
ten maksymalnie kameralny, ponadto mocno złożony, lecz oszczędzający środki wyrazu (też te finansowe :)) seans, może się
podobać i pozostawić w człowieku głęboki ślad, ale rozumiem też, że przez specyfikę
formy nie każdego musi przekonać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz