sobota, 30 marca 2024

Człowiek na torze (1956) - Andrzej Munk

 

Andrzej Munk z roku 1956, według opowiadania Jerzego Stefana Stawińskiego u mnie na peron w 2024 wjeżdża i donoszę, że jaka to jest kapitalna pod względem rozwiązywania intrygującej, głębokiej tajemnicy psychologicznej i socjologicznej historia? To też z kultowym głosem i akcentem Kazimierza Opalińskiego dramatyczna jest historia z socrealistycznym (walki o lepsze jutro, zbudowane z ofiary jednostek dla dobra ogółu - kluczowym wątkiem starcia mentalności przedwojennej, przywiązanej do staranności z wymaganiami nowej komunistycznej rzeczywistości). Konfrontacji starego z nowym, które przez pryzmat etyki i moralności, w tragicznych okolicznościach wygrywa oczywiście stare. Niemal gatunkowo thriller, choć ubogi w techniczne środki kameralny, mimo że przecież świadomie użyte pomieszczenia surowe i naturalne oraz zdjęcia lokomotyw w ruchu pełne romantycznej grozy i też myślę o metaforycznym wydźwięku. Suspensu w Człowieku na torze też odrobina, ale więcej doskonałej psychologii postaci, starannie wyeksponowanej wespół z bardzo erudycyjnym wręcz wymiarem spojrzenia na skomplikowane przemiany polityczno-społeczne, w zasadzie anty ewolucyjne. Ludzkiej natury mnóstwo, w specyficznych okolicznościach czasu i miejsca, bowiem to dramat psychologiczny czystej wody z kluczowym dla znaczenia historii morałem. Także obraz ciekawy zapewne dla miłośników historii kolejnictwa, bowiem te wspomniane parowozy i rodzaj romantycznego na nie spojrzenia, też przez pryzmat hobbysty czy z zawodu kolejarza wartościowe. Powiem więcej - uwaga! Bardziej interesujące to kino niż większość "hitchcockowszczyzny". W dodatku czerpiące inspiracje także z Orsona Wellesa i jego narracji w Obywatelu Kanie, więc kino bardzo na ówczesny czas w kraju nad Wisłą nowatorskie – postępowe. Kino niezwykle bogate i kino na fenomenalnym jak domniemam fundamencie literackim zbudowane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj