sobota, 9 marca 2024

Kamper (2016) - Łukasz Grzegorzek

 

Łukasz Grzegorzek ma to coś, to coś fajnego reżyserskiego i ta konstatacja moja jest sumą doświadczenia wpierw zapoznania z Córką trenera, później Mojego wspaniałego życia i potwierdzenia tego teraz właśnie za sprawą najstarszego w zestawie Kampera. Wszystkie one w kategorii dobre bo polskie, potwierdzające że wartościowe kino, to też to nakręcone za małe pieniądze, ale za to z kapitalnym wyczuciem formy, emocjonalnej zawartości o nieprzesadzonym stężeniu nadęcia bez sztucznej teatralności, jaka zabija autentyzm kina traktującego o współczesności. Ten autentyzm jest właśnie w filmach Grzegorzka ich atutem największym, a dokładnie wykorzystane naturalne dialogi, które nie trudno usłyszeć w takiej formule w kawiarni, barze czy spotykając kogoś znajomego, bądź prowadzać rozmowy w warunkach codziennej codzienności. Kamper jest pod tym względem dla mnie wzorcem takiego spostrzegania przez reżysera własnego sposobu na opowiadanie filmowej historii i czymś w rodzaju pośrednio kontynuacji tradycji kina moralnego niepokoju, lecz oczywiście o dzisiejszym, dużo bardziej nowoczesnym obliczu. Kamper tym samym jest psychologicznie zorientowaną historią miłosną opowiedzianą tak, że się człowiek z nią i z jej bohaterami wiąże, a wręcz nie wykluczone iż podobne zdarzenia mógłby w taki sam jak ekranowe postaci przeżywać - bardzo mocno w środku siebie je przetrawiać i reagować raczej na dość chłodno, bez eskalowania wbrew przedramatyzowującym wszystko wokół standardom. Przede wszystkim Grzegorzek ma wyczucie co do zachowań i reakcji swoich filmowych bohaterów, gdzie nie przejdą fałsze, te mimiczne ani te werbalne. To jest wspaniałe, bo nie ma co robić ulewającej się od emfazy dramy, kiedy zdarza się boczniaczek, a My się jednak mocno kochamy. Tak mocno choć bez zrozumienia, tak prozaicznie w relacji mijamy. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj