wtorek, 26 marca 2024

Cabaret / Kabaret (1972) - Bob Fosse

 

Ach te garlandowskie oczyska i ta też po mamusi charyzma oraz zwłaszcza głos Lizy Minnelli, ale i ach Pan porywający Konferansjer (Joel Grey), ach też te pamiętane przez już dekady piosenki/muzyka autorstwa tandemu John Kander, Fred Ebb oraz ach ta chorografia Boba Fossa! Rozbawiony i roztańczony w zadymionych klubach mimo kryzysów dekadencki Berlin na ekranie i same początki nazistowskiej ideologii, niszczącej systematycznie względnie demokratyczne struktury. Zestawienie ze sobą może nie całkowicie, ale jednak wolnościowych obumierających idei, z rozpychającym się ekstremalnym zamordyzmem potęgowanym sprzedawanymi znoszącemu wciąż upokorzenia Traktatu Wersalskiego społeczeństwu obsesjami. Dzieło z takimi scenami że dech zapiera, a jedną która prócz zachwytu dosłownie, gdy naturalnie znamy dalszą ewolucję radykalnych nazistowskich przemian, wręcz krew w żyłach mrożącą. Niezwykle jest w głównym wątku to namiętne połączenie miłości i zazdrości, musicalowej rozrywki z powagą tła społeczno-politycznego i sugestywnym komentarzem do wychwycenia pomiędzy słowami. To tło z obrzydliwie bogatymi elitami, kompletnie oderwanymi od rzeczywistości, pośród których także wkrótce bezlitosne prześladowane żydowskie rodziny potentatów finansowych. Żyjące jeszcze w oszukującej samych siebie radykalizującej się w dużej części podobnie jak plebs i wieśniactwo niemieckiej arystokracji – w złudnej symbiozie z traktowanymi jako pożyteczni głupkowie nazistami. Scenariusz bez wielkich fajerwerków, ale gruntownie przemyślany i dzięki temu naprawdę wspaniały. Rozwój w nim wydarzeń pasjonujący i ekscytujący do finału. Dzieło w historii kinematografii pełne pulsującej dramaturgii i jednocześnie uroczo niewinne i nie dziwię się, że otoczone aurą dzieła wyjątkowego. Wspaniały, mądry film - wspaniały, mądry musical. Kłaniam się mu nisko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj