niedziela, 21 lipca 2024

The Zone of Interest / Strefa interesów (2023) - Jonathan Glazer



Nietrudno w czasie seansu czuć zarazem gniew jak i bezsilność, lecz w tym stanie niełatwo znaleźć odpowiednie (nie prostacko wzburzone czy z drugiej strony patetyczne i nie znieczulone rutyną znajomości tematu) słowa komentarza, gdy ogląda się na ekranie komfortowe życie rodzinne bliskich komendanta obozu koncentracyjnego, mieszkających w samym centrum zakrojonego na gigantyczną skalę planu holokaustu, kiedy naturalnie wokół rozgrywa się niebywała gehenna ludzka, a odpowiedzialni wiodą beztroskie, idylliczne w zasadzie życie. Jedyne słowa trafiające w punkt i określające mój stan emocjonalny, to te które wyrażają nawet nie odrazę, bądź szok w stosunku do prezentowanej znieczulicy, a racjonalną metodyczną analizę, gdy człowiek po raz kolejny uświadamia sobie do jakiego kompletnego pozbawienia odruchów człowieczeństwa prowadzi wpierw celowana precyzyjnie indoktrynacja, a dalej poczucie władzy zasadzone na totalnej bezkarności. Przemysłowe uśmiercanie o kilkadziesiąt metrów od wymarzonego domku z ogrodem warzywnym. Zaraz po sąsiedzki dymiące kominy krematoriów o zachwalanej skuteczności. Symboliczne niezwykle zmywanie oznak mordów z oficerskich butów, ogromnie sugestywna rola dźwięków tła, czyli jakichś przerażająco oswojonych odgłosów docierających z miejsca kaźni. Ludzie cienie przemykający pośród rasy panów i wykonujący mechanicznie przynależne im służalcze zadania byle przetrwać, byle przeżyć, a w innym planie bezrefleksyjni podwładni nazistowskiego oprawcy, ślepo i z maniakalnym zaangażowaniem wykonujący rozkazy i schlebiający dowódcy. Praca i czas wolny spędzany z rodziną lub na czynnościach hobbystycznych - wysiłek i odprężenie po sumiennie wypełnionych obowiązkach. Seria scen niezwykle wymownych, lecz efekt uzyskany bez odrobiny dosłowności. Narracja niesamowicie dosadnie i sugestywnie oddająca poprzez obraz i to co pomiędzy wierszami swoisty surrealizm pozbawionej jednak abstrakcji sytuacji, a w rzeczy samej koszmarną ciszą i adekwatnym kunsztownym symbolizmem wyrażająca upadek człowieczeństwa na rzecz kultu oswojonego zła. Film kolejna przestroga i naturalnie proste ale czy banalne skojarzenia, iż ludzie ludziom zgotowali ten los. Ludzie nie jakieś potwory, ale pozbawieni wrażliwości na okrucieństwo, opętani pogardą, tak samo jak książkowo przesiąknięci celnie sformułowaną tezą Hannah Arendt o banalności zła. Niezwykle ważny obraz w wielu kontekstach, lecz najbardziej myślę w kontekście pamięci i świadomości, o czym świadczy finałowa klamra współczesnego odniesienia. Kino złożone z prostych środków o miażdżącej sile oddziaływania i kino wielkich autentyzmem kreacji (wybitni Christian Friedel i Sandra Hüller), jednak kino które wejść pod skórę może wyłącznie widzu, który zna rewers tej historii, a obawiam się iż wiedza o holokauście i miejscach podobnych Auschwitz-Birkenau przestaje być powszechna i oczywista.

P.S. Szanuję ten polski wkład finansowy w sztukę która metodami jak najdalszymi od ideologicznej łopatologii edukuje. Byle więcej, bo to dobry, mimo że ambitny, a przez to nieskuteczny masowo kierunek. Bowiem nie ma bardziej zabójczej broni, niż strzęp wiedzy w rękach głupca - unikajmy więc jeśli jest okazja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj