Ci norwescy piewcy tradycji
stonerowego młócenia porwali mnie już przy okazji Blues for the Dead i wraz z
pojawieniem się w głośnikach moich Dust Devil utwierdzili tylko w przekonaniu o
kapitalnej ich smykałce do tego rodzaju dźwiękowej estetyki. Różnica jednak
pomiędzy powyższymi krążkami dość znaczna w przekonaniu moim. Tam gdzie
poprzedniczka przyjemnie, bez zgrzytania piachu między zębami swoją narrację płynnie prowadziła, album z 2011-ego zdaje się mieć więcej brudu i gruzu w
sobie. Może to i rzeczywistości do końca nieoddające porównanie, jednak by w odrobinę przejaskrawiony sposób zobrazować ten stan – więcej na
dwójce przebojowości debiutanckiego Audioslve, a na trójce kyussowej
zadziorności. Zdecydowanie bardziej nieprzewidywaną produkcją Dust Devil się
okazała, mniej poukładaną i nie mam tu w żadnym wypadku na myśli cech o jej
niedopracowaniu aranżacyjnym świadczących. Ona bardziej drapieżna, we
fragmentach kilku nawet rozimprowizowana, jednako zabieg ten z pewnością od
początku w założeniach muzyków tkwiący. Zwyczajnie sypnąć im się piachem po
instrumentach zachciało, co efekt większej surowości materiału przyniosło, a
dzięki przedniej jakości bujającym riffom i rytmicznej przez bite 45 minut
niestrudzonej kombinacji nadal charakterystyczny przebojowy szlif zachowało.
Tam gdzie rozjeżdżające się w pozornej niedbałości dźwięki dominują, tam efekt
szaleństwa dla pikanterii wtłoczony. Natomiast by niestrawną w odbiorze
produkcją albumu nie czynić, przebojowy, nośny i niewątpliwie pomysłowy
gitarowy szkielet w ryzach te brawurowe wycieczki utrzymuje. Tym zabiegiem wyraźnie
zakomunikowali, iż łagodzenie i polerowanie nuty nie leży w ich
zainteresowaniu. Intrygująca to przyznam ścieżka się wydaje, choć oczywiście z
perspektywy marketingowej dość ryzykowna. Gratulacje za odwagę i życzenia
umiaru w eksperymentatorskich zapędach, by ducha własnego nie zatracić, a może
jednak niech idą za głosem instynktu, będzie to może skuteczny sprawdzian ich wartości. Wolę przecież by muzyka emocje i
ekscytacje wzbudzała niż miałaby być zwyczajnie zachowawczością przesiąknięta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz