Trzon Kyuss pozbawiony oczywiście filaru w osobie Josha
Homme’a, porzucając groteskowe zabawy z oryginalnym szyldem podjął kroki
słuszne, rozsądkiem kierowane i zbudował jakość nową na kyussowskich
fundamentach pod nazwą Vista Chino. Świeże otwarcie przyzwoite finalnie w
odczuciu moim wrażenie robi, brzmieniem nasuwającym zdecydowane z legendą
własną skojarzenia. W kompozycjach Panów Garcii, Oliveri (do czasu jak się okazało) i Bjorka jest piach pustyni, szorstka maniera, charakterystycznie stopniowo rozwijana
melodyka czy gitarowa przesterowana lawa. Niestety! I tutaj grymas zawodu na
mojej twarzy się pojawia, po kilku przesłuchaniach odrobinę przewidywalne i
toporne wrażenie krążek zdaje się robić. W miejsce fajnie bujających, w
trafnych proporcjach przeplatających przebojowość z surowością bluesujących
partii, wkrada się monotonia i mdława niedopracowana aura. Jednako cieszę się,
że od czasu do czasu dzięki Peace w formie współczesnej do post kyussowskich
odjazdów szansę będę miał powracać. A może album kryje w sobie tajemnice
głęboko skrywaną, dopiero po dłuższej z nim przygodzie dla mnie dostrzegalną.
Czas pokaże, czy te wiercąco-łomocące surowe dźwięki prócz solidnej fasady
jeszcze bogatą drugą warstwę posiadają. Może? Właśnie, może!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz