Western - konwencja jarmarczna, zatem z rzadka wśród w niej egzystujących produkcji jakaś robiła na mnie długotrwałe wrażenie. Kilka jednak ze współcześnie kręconych z niszy tej obrazów do mojej "ultra/ekstra/naj naj" kolekcji się wbiło. O nich wszystkich jak nasz dzisiejszy dziki zachód w środku Europy pozwoli, pewnie kiedyś tu na łamach słów kilka skreślę. Dzisiaj pierwszy z nich braciszków Coenów dziełem będący, ze scenariuszem powtórnie przetworzonym w procesie recyklingu lub tuningu bardziej. Romantyczno-brutalny, wzruszająco-bawiący, klasycznie-nowatorski, brzydko-piękny, tak finezyjnie kombinujacy skrajnościami dzięki reżyserskiej wprawie. Jak w pigułce w nim esencja wieloletniej gatunku historii, z szacunkiem do tradycji i jednocześnie charakterystycznym dla twórców puszczeniem oczka do widza, z korzyścią ogromną dla finalnego efektu. Kapitalnie frapujące postaci skreślili, rysy im fascynujące nadając, osobowością i psychiką wyraźną hojnie obdarzając. Zacny to produkt talentu wielowymiarowego głównodowodzących, bogaty wyczuciem i obeznaniem kanonu ze zręcznością je wykorzystujący. Dwie godziny przygody - wierzchowce, preria, colty, winchestery, źli rewolwerowcy, upadli bohaterowie, twardziele o gołębich sercach, typy z zasadami, whiskey, bourbon oraz coś jeszcze. Wszystko celnie wbite w punkt - gratki!
P.S. I oczywiście ten wyborny niczym dojrzałe wino Jeff Bridges jako Rooster Cogburn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz